NFL
Znany aktor opowiedział o nowej roli i życiowych zakrętach. Tych słów nikt się nie spodziewał
Tomasz Kot, jeden z najbardziej cenionych polskich aktorów, opowiada o roli w serialu „Niebo. Rok w piekle”, gdzie wciela się w uzdrowiciela i lidera sekty. W szczerej rozmowie zdradza kulisy swojej pracy, wspomina młodość, mówi o rodzinie i o tym, jak radzi sobie z kryzysem wieku średniego.
Tomasz Kot w nowym serialu HBO Max „Niebo. Rok w piekle” zrywa z wizerunkiem sympatycznego bohatera. W poruszającym wywiadzie dla Zwierciadła opowiada o wcieleniu się w kontrowersyjną postać uzdrowiciela i lidera sekty, wspomina młodość w Legnicy, nieudaną maturę, drogę do aktorstwa i wyzwania życia rodzinnego.
Tomasz Kot jako guru sekty
W najnowszym serialu HBO Max pt. „Niebo. Rok w piekle”, Tomasz Kot wciela się w Piotra – charyzmatycznego guru sekty i samozwańczego uzdrowiciela. Rola oparta jest na autentycznych wydarzeniach. Aktor podkreśla, że jego bohater naprawdę wierzy w swoje moce, nie działa cynicznie ani manipulacyjnie. „Wydaje mi się, że Piotr był takim gościem, który autentycznie sądził, że potrafi pomóc ludziom”, mówi Kot.
Piotr nie pobierał pieniędzy za uzdrowienia, choć chętnie przyjmował darowizny i mieszkania. Serial odsłania mechanizmy uwodzenia duchowego w czasach rodzącego się kapitalizmu – momentu, w którym ludzie szukali alternatywnych ścieżek życia.
Kot jest ojcem 18-letniej Blanki i 15-letniego Leona. Oboje interesują się aktorstwem i uczestniczą w castingach. Aktor z dumą mówi o ich zaangażowaniu, ale podkreśla, że nie wywiera presji. Często opowiada im o pracy na planie, przekazując warsztatowe wskazówki.
W życiu prywatnym Kot stawia na stabilność – jego żona, Agnieszka, również związała się z filmem. Aktor zaznacza, że po intensywnych zdjęciach potrzebuje czasu dla rodziny i nie podejmuje kolejnych projektów, zanim nie spędzi wystarczająco dużo czasu z bliskimi.
Aktorstwo jako azyl – jak Tomasz Kot ucieka w role
Choć Tomasz Kot uchodzi za jedną z największych gwiazd polskiego kina, sam siebie nazywa introwertykiem. Przyznaje, że na scenie czuje się bezpieczniej niż w życiu – „świat na scenie jest ułożony, wiem, co się wydarzy, mogę się schować za postacią”. Nie znosi celebryctwa, a sławę traktuje jako część zawodu.
Rola uzdrowiciela w „Niebie” była dla niego wyzwaniem – szczególnie sceny, w których musiał „leczyć” ludzi rękami. Zgodnie z wizją reżysera, musiał zbudować w sobie absolutną wiarę w to, co robi, by przekonać widzów.