NFL
„Wszystko w moim życiu prowadziło do tej roli” – mówi Eryk Kulm o Chopinie. Choć dziś spełnia marzenia, to sukces nie zagłusza tęsknoty, którą nosi w sobie od lat. ___
Eryk Kulm odsłania kulisy swojej roli w filmie „Chopin, Chopin!” w reżyserii Michała Kwiecińskiego. Opowiada o fizycznych i emocjonalnych kosztach przygotowań, o wsparciu rodziny oraz o tęsknocie za nieżyjącymi rodzicami. To szczera rozmowa o cenie sukcesu i potrzebie autentyczności.
Jego nazwisko znają dzisiaj wszyscy. Co zawdzięcza roli Fryderyka Chopina w najnowszym filmie Michała Kwiecińskiego „Chopin, Chopin!”? Jaką drogę przeszedł do tego momentu? Co go cieszy? Co go boli? Na co liczy? Odpowiedzi Eryk Kulm szukał razem z Katarzyną Piątkowską.
Eryk Kulm o roli Fryderyka Chopina. 7 miesięcy wyrzeczeń
Gdy trzy lata temu robiliśmy pierwszy wywiad, byłeś przed premierą „Filipa” i niewiele osób wiedziało, kim jesteś. Teraz zagrałeś Fryderyka Chopina i znają Cię wszyscy fani polskiego kina. Nie obawiasz się, że już na zawsze przylgnie do Ciebie ta rola?
Nie boję się, ale mam świadomość, że takie duże role są naznaczone piętnem odpowiedzialności. Opowiadamy przecież o postaciach historycznych, ważnych dla Polaków.
Jaki jest Twój Chopin? Strąciłeś go z piedestału?
Ani ja, ani reżyser Michał Kwieciński nie mieliśmy takiego zamiaru. Wszyscy jednak kojarzą Fryderyka Chopina jako wybitnego kompozytora, który zmarł młodo. A przecież on był zwykłym człowiekiem. Zrobiliśmy więc film o Chopinie, który ma energię, poczucie humoru, chce żyć i dobrze się bawić. O człowieku, który dzięki swojemu geniuszowi robi dobrą muzykę, zarabia dużą kasę, a jednocześnie jest niesamowicie samotny. Fryderyk Chopin był w tym, co robił, nowatorski, odkrywczy i nie przystawał do swoich czasów. Mówiąc dzisiejszym językiem, był normalnym ziomkiem. A my chcieliśmy sprawić, żeby ludzie przestali patrzeć na niego jedynie jak na geniusza, ale żeby dostrzegli w nim człowieka.
Pytanie będzie abstrakcyjne, bo nigdy nie uzyskamy na nie odpowiedzi: Myślisz, że Twój tata, który nie żyje już sześć lat, byłby z Ciebie dumny?
Myślałem o tym ostatnio. Na pewno byłby szczęśliwy z tego, w jakim jestem momencie. On zawsze mnie pilnował, żebym ćwiczył. Siedział ze mną, gdy ćwiczyłem, słuchał, doradzał, motywował i wspierał.
Łapiesz się czasem na tym, że gdy coś ważnego dzieje się w Twoim życiu, chcesz do niego zadzwonić?
Przyzwyczaiłem się już do faktu, że rodziców nie ma ze mną i zadzwonić do nich się nie da. Ale doskwiera mi ich nieobecność.
Kto się cieszy z Twoich sukcesów?
Mam wspaniałą siostrę, rodzinę i przyjaciół. Ale raczej z obecności niż sukcesów wolałbym, żeby się cieszyli (śmiech).
Dlaczego tak mówisz?
Dlatego, że sukcesy nie zmieniają nic w kontekście człowieczeństwa.
Od kogo nauczyłeś się, jakim być człowiekiem?
Od ojca i mamy. Oni umieli traktować świat dobrze i pokazali mi, jak powinienem to robić.
A czy świat im się odwdzięczył?
Nie.
Jak poradziłeś sobie z traumami, trudnymi doświadczeniami?
Ciężką pracą, wyrzeczeniami i samotnymi wyjazdami w różne miejsca na świecie. Szczególnie te samotne wyjazdy są ważne, bo pozwalają mi wyjść z roli.