NFL
Wstrząsające ustalenia 😰 reprodukcja Piotr
Idę po ciebie” – tak brzmiał SMS, który Kasia otrzymała dzień przed śmiercią. Mimo zakazu zbliżania i wielokrotnych zgłoszeń na policję, nikt nie zdołał jej ochronić. 46-letnia nauczycielka i właścicielka szkoły językowej z Ruśca (pow. pruszkowski) zginęła z rąk byłego męża, 52-letniego Roberta K. Jej dramat trwał od miesięcy, a finał rozegrał się na oczach ich syna.
Spokojna miejscowość pod Warszawą stała się areną brutalnej zbrodni. We wtorek (9 grudnia) w Ruścu w powiecie pruszkowskim 52-letni Robert K. zaatakował swoją byłą żonę. „Super Express” ustalił, że mężczyzna zadał Kasi K. kilka ciosów nożem w szyję. Kobieta wykrwawiła się i zmarła. A cały dramat rozegrał się na oczach ich 27-letniego syna, który jako pierwszy zobaczył, co się stało, i natychmiast wezwał pomoc.
Kasia z Ruśca szukała pomocy na policji. Bezskutecznie
Znajomi Katarzyny podkreślają, że kobieta od dawna szukała ratunku. – Kasia średnio co tydzień była na policji i zgłaszała groźby. Nikt jej nie pomógł. Ta sprawa wymaga wyjaśnienia. Wysyłał jej wiadomości, w których jej groził. To było wręcz odliczanie dni do chwili kiedy to zrobi – mówi w rozmowie z WP znajoma ofiary.
Policja potwierdza, że podobne zawiadomienia były składane w przeszłości. – Były takie zawiadomienia składane. Komendant stołeczny policji polecił sprawdzić, w jaki sposób były realizowane czynności związane z tymi zawiadomieniami przez jednostkę prowadzącą – przekazał WP insp. Robert Szumiata.
– Nie znałam osobiście pani Katarzyny, ale słyszałam o niej bardzo dużo dobrego. Z tego, co słyszymy, sytuacja z tym byłym mężem była nie od wczoraj. Ona jakieś groźby dostawała od niego, podobno ten były mąż miał zakaz zbliżania się do niej. Jeszcze w niedzielę wysłał jej SMS-a: „Idę po ciebie”. Czyli dzień przed tragedią – mówi pani Ewa, pracująca w pobliżu
Kasia była znaną w okolicy pedagogiczką. Prowadziła szkołę językową i centrum edukacyjne, a także uczyła w podstawówce w Woli Krakowiańskiej.
Po dokonaniu zbrodni Robert K. uciekł samochodem do Piaseczna. Tam, cały zakrwawiony, wszedł do budynku komendy i oddał się w ręce policji. Jak informuje prokuratura, 52-latek usłyszał zarzut zabójstwa z zamiarem bezpośrednim. – Rany skutkowały jej zgonem na skutek wykrwawienia. Za zarzucane przestępstwo grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności – przekazał prok. Piotr Antoni Skiba z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.