Tuż po meczu Polka wysłała z telefonu wiadomość do swojego trenera prosząc go o… ▶️

Iga Świątek pewnie awansowała do ćwierćfinału US Open, pokonując Jekaterinę Aleksandrową 6:3, 6:1. Co ciekawe tuż po meczu Polka wysłała z telefonu wiadomość do swojego trenera prosząc go o… dodatkowy trening. Udzieliła też interesującego wywiadu, w którym m.in. odpowiedziała na pytanie, która nawierzchnia jest jej ulubioną. Odpowiedź nie jest tak oczywista, jak mogłoby się wydawać.

Liderka polskiego tenisa szybko przejęła kontrolę nad spotkaniem i szczególnie w drugim secie nie pozostawiła rywalce żadnych złudzeń. To trzynasty wielkoszlemowy ćwierćfinał w jej karierze i kolejny dowód, że także na twardych kortach czuje się coraz pewniej.

Chwilę po meczu kibice poznali kulisy jednej z sytuacji, gdy Świątek pisała wiadomość. – Do mojego trenera. Poprosiłam go, żeby zarezerwował dziesięć minut kortu treningowego, jeśli się da – zdradziła Polka.

Świątek podkreśliła, że w zwycięskim występie kluczowe były dla niej skupienie i utrzymanie intensywności. – Powiedziałabym, że najbardziej zadowolona jestem z intensywności i koncentracji. Na początku miałam wrażenie, że grała bardzo szybko, a do tego kort jest trochę inny i musiałam znaleźć swój rytm. Ale później czułam się już naprawdę w swojej bańce, w strefie. Czasami podejmowałam ryzykowne decyzje i udało mi się “przymusić” piłkę, żeby jednak wpadła w kort. Jestem zadowolona z jakości gry i ze swojego serwisu.

W rozmowie pojawił się też temat ulubionej nawierzchni. Choć przez lata mówiło się o niej jako o specjalistce od mączki, Świątek dziś patrzy na to inaczej. – Teraz lubię wszystkie, co brzmi dziwnie. Oczywiście sezon na mączce zawsze był moim ulubionym, ale wszyscy nakładają na mnie wtedy ogromną presję. Czasem łatwiej jest cieszyć się grą na innych nawierzchniach, gdzie jest trudniej, ale masz większą swobodę – możesz popełniać błędy i je akceptować. To zależy – powiedziałabym, że każdy miesiąc jest inny. Mogę grać na każdej nawierzchni, jeśli czuję się dobrze ze swoją grą i mam pewność w głowie. Chcę po prostu grać dobrze przez cały rok — wyznała.

Zapytana o to, co w jej przypadku stanowi dziś miarę sukcesu, nie odwoływała się do samych wyników czy trofeów. – Myślę, że wtedy, kiedy nauczę się czegoś nowego. Na przykład, jeśli przez większość zeszłego roku miałam problem z jakimś uderzeniem, a potem widzę progres i czuję, że jest lepiej – to dla mnie miara sukcesu. Bo czasem możesz grać świetnie, być w dobrej formie, a przeciwniczka ma po prostu swój perfekcyjny dzień. Wtedy przegrywasz i czujesz się źle, ale to nie znaczy, że nie zrobiłaś kroku naprzód. Lepiej jest skupić się na sobie. Oczywiście wszyscy tu jesteśmy, żeby wygrywać turnieje, ale błędy się zdarzają, słabsze dni też się zdarzają. Dla mnie ważniejsze jest, by rozwijać się jako tenisistka i z tygodnia na tydzień być lepszą — zakończyła.