NFL
Szokująca śmierć słynnego Polaka. Rodzina nie chce znać powodu ➡️
Może coś w tym było, że tata chciał się ze mną jeszcze pożegnać. Lekarze powiedzieli mi, że jego stan jest stabilny, że czekają na wyniki i że mogę jechać do domu. Ze szpitala wyszedłem z przekonaniem, że rano zadzwonię do taty, a potem przyjadę go odebrać — mówi w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet Arkadiusz Kupcewicz. Rok temu zmarł jego tata Janusz. Były reprezentant Polski, bez którego nie byłoby trzeciego miejsca na mistrzostwach świata w Hiszpanii.
Janusz Kupcewicz zmarł 4 lipca 2022 r. i z tej okazji przypominamy ten tekst. Jego śmierć była szokiem dla bliskich. Były piłkarz zmagał się z dolegliwościami zdrowotnymi, ale nikt się nie spodziewał, że umrze w wieku 66 lat
— Jeszcze w sobotę tata do mnie zadzwonił, porozmawialiśmy bardzo sympatycznie przez 10-15 minut, a w nocy z niedzieli na poniedziałek zmarł — wspomina w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet jego syn Arkadiusz
— Na pewno żałuję, że nie spędzałem z nim więcej czasu. Nie zdążyłem podziękować mu za to, jakim był ojcem — zaznacza były piłkarz Arki Gdynia
Śmiało można powiedzieć, że bez Janusza Kupcewicza nie byłoby srebrnego medalu mistrzostw świata w 1982 r. Pierwsze dwa mecze przesiedział na ławce rezerwowych, a po jego wejściu na boisko reprezentacja Polski zaczęła lepiej funkcjonować. To on zdobył decydującą bramkę w spotkaniu o trzecie miejsce z Francją
Kupcewicz trafił na czasy hegemonii Zbigniewa Bońka. — Na pewno był jakiś konflikt między nimi, bo rywalizowali o miejsce w składzie, do tego dochodziły inne rzeczy. No, nie przepadali za sobą — przyznaje Arkadiusz Kupcewicz
W środę mija 42. rocznica meczu o trzecie miejsce MŚ 1982, w którym Janusz Kupcewicz zdobył zwycięską bramkę. 20-krotny reprezentant Polski nie doczekał okrągłego jubileuszu. Zmarł 4 lipca 2022 r. Przypominamy nasz materiał sprzed roku
Dariusz Dobek (Przegląd Sportowy Onet): Tata podchodził z dystansem do nieuchronnego? Kiedyś wysłał mojemu koledze smsa o treści: “Sorry, że nie odbieram, byłem na plaży, trzeba powoli przyzwyczajać się do piasku”.
Arkadiusz Kupcewicz (syn Janusza Kupcewicza): Cały tata. Z jednej strony powtarzał, że co będzie, to będzie, bo nie mamy na to wpływu. Z drugiej: chciał pożyć dłużej, żeby nacieszyć się wnukami. Łącznie ma ich czterech. Miał… Często wspominał, że chciałby dożyć do czasów, gdy te wnuki będą dorastać. Miał z nimi świetny kontakt, byli po pierwszym obozie piłkarskim, w planach mieli kolejne.
Tata był też świadomy, że ma już swoje lata, ale nikt nie był gotowy na to, że już odejdzie. Można tylko żałować, że tak szybko do tego doszło.
Na pewno żałuję, że nie spędzałem z nim więcej czasu. Tak to już jest, że przez tę ciągłą gonitwę jest mało czasu. Aczkolwiek ciągle byliśmy w kontakcie telefonicznym i kiedy mogliśmy, to się spotykaliśmy. Nie ma co ukrywać, że tata też miał napięty grafik. Sam szukał sobie dodatkowych zajęć. Nawet gdy był taki moment, że nie musiał czegoś robić, to i tak wybierał się na jakiś obóz czy inne wydarzenia, żeby być w ruchu i wśród ludzi.
Nie zdążyłem podziękować mu za to, jakim był ojcem. Powiedzieć “dziękuję” to niby nic trudnego, tyle że za życia ciężko tak po prostu usiąść wspólnie i podsumować to, co się wydarzyło. W każdym razie mam tylko pozytywne wspomnienia z nim związane. Wiadomo, czasem dostało się w ucho, jak się coś przeskrobało, ale teraz wspominamy to z bratem ze śmiechem.
Oczywiście. Tata zaszczepił nam miłość do sportu. Dość długo trenowaliśmy. Był dla nas wzorem. Ludzie często nas dopytywali, czy jesteśmy od tego Kupcewicza. Do tej pory spotykam się z dobrymi słowami na temat taty. Ludziom zapadła w głowie zwłaszcza bramka z Francją.