Connect with us

NFL

“Przywitał się: Hi Kostro, I’m Castro” Więcej ➡️

Published

on

Trzymając ręką na moim ramieniu, przywitał się: Hi Kostro, I’m Castro” — relacjonuje spotkanie z kubańskim dyktatorem 88-letni Jerzy Kostro. Na spotkaniu w Hawanie relacja Polaka z Fidelem Casatro się nie zakończyła. W barwnym wywiadzie dla Przeglądu Sportowego Onet szachista opowiada również o spotkaniu z Karolem Wojtyłą, późniejszym papieżem Janem Pawłem II.

Filip Zieliński: Urodził się Pan w bardzo trudnych czasach. Dzieciństwo zabrała Panu wojna. Jak zaczęła się przygoda z szachami?

Jerzy Kostro (Dwukrotny mistrz Polski, uczestnik sześciu olimpiad szachowych, były trener Jana-Krzysztofa Dudy): Wychowywałem się w niespokojnym okresie. Po 1945 r. zacząłem dorastać i trochę psocić. By uchronić mnie od chuligaństwa, mama kupiła mi szachy. Jak na dzisiejsze standardy to było bardzo późno, bo nauczyłem się w nie grać, mając 15 lat. W czasie wakacji w Augustowie trafiłem na nauczyciela, który miał I kategorię szachową. Wytłumaczył mi podstawowe debiuty i taktykę. Miałem kolegę w liceum z IV kategorią, więc wspólnie grywaliśmy. Gdy szedłem na studia do Krakowa, planowałem już karierę szachisty.

Jak szachy w Polsce wyglądały tuż po wojnie? Przez jej wybuch straciliśmy wielu zawodników, z potęgi stając się średniakiem. Drużynowo do dziś nie potrafimy nawiązać do tamtych sukcesów.

Gdy szedłem na studia miałem II kategorię szachową, czyli praktycznie amatorską. Trzy lata później mało brakło, a byłbym najlepszy w Polsce. Dyscyplina musiała narodzić się na nowo. Z wielkiego zespołu na światowym poziomie został jedynie Kazimierz Makarczyk. Szkolić tak naprawdę nie było komu. Pojawił się Bogdan Śliwa, ale to trochę inny poziom.

Tak, choć było sporo zakrętów. Podczas nauki na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie jeździłem już na olimpiady szachowe. Gdy wróciłem z RFN, byłem traktowany jak wielki podróżnik. Wszyscy chcieli się dowiedzieć, jak jest na “zachodzie”, więc miałem okazję prowadzić wykład dla całej uczelni. Później pojawiła się jednak żona i dziecko, a co za tym idzie konieczność zarabiania. Musiałem zostawić szachy i zacząć pracę w hucie.

Niektórzy próbowali, ale była to samotna wegetacja. Wspierali się pisaniem artykułów w gazetach branżowych oraz trenowaniem młodzieży. Nagrody szachowe na naszym poziomie wynosiły po kilkaset dolarów. Są to śmieszne stawki w porównaniu do dzisiejszej rywalizacji, choć kurs dolara był wtedy dla nas korzystniejszy.

Ja za kilkanaście dolarów mogłem zabrać córkę do drogiej restauracji i być traktowany jak bogacz, a mistrz świata Boris Spasski za zwycięstwo w jednym z prestiżowych turniejów dostał 5 tys. dol. i kupił sobie pierwsze Volvo w Moskwie. Byli tacy, którzy pożytkowali pieniądze na inne rozrywki, bo 100 dolarów to ponad 100 butelek wódki.

Później jednak do szachów Pan wrócił.

Całkowicie przypadkiem. W 1965 r. jechałem w rodzinne strony pociągiem. Miałem kilka godzin oczekiwania na przesiadkę w Warszawie, więc postanowiłem pospacerować. Na ulicy spotkałem ówczesnego Prezesa Polskiego Związku Szachowego Jerzego Putramenta, który zapytał mnie, czemu zostawiłem karierę sportową. Wytłumaczyłem, że chodzi o względy finansowe, a on obiecał pomóc.

Jako członek Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej miał takie wpływy, że udało mu się wynegocjować, żebym mógł mieć lepsze godziny pracy i bezpłatny urlop w razie wyjazdu na zawody. Kuszono mnie wyższymi pieniędzmi, bym nadal w pełni poświęcał się hucie i zostawił “zabawę w szachy”, ale mi za bardzo zależało na grze.

Rok później wygrałem mistrzostwo Polski. Okazało się, że szachy w naszym kraju nie poszły do przodu i pomimo tak długiej przerwy jestem w stanie rywalizować z najlepszymi. Od razu wskoczyłem również do reprezentacji na Olimpiadę w Hawanie.

Olimpiada szachowa na Kubie w 1966 r. była oknem wystawowym dla Fidela Castro. Pięć lat po zerwaniu stosunków dyplomatycznych, Amerykanie przypłynęli na wyspę. Zawody były zorganizowane fantastycznie, a dyktator chętnie przychodził na salę gry.

Gdy graliśmy ze Stanami Zjednoczonymi, uwaga wszystkich kibiców była zwrócona na nas. Ja podczas partii odszedłem od stolika, by rozruszać kości. Nagle na moich plecach poczułem uderzenie, jakby się zwalił worek ziemniaków. Odwróciłem się, a moim oczom ukazał się Fidel Castro. Trzymając ręką na moim ramieniu, przywitał się “Hi Kostro, I’m Castro”.

Zamieniliśmy parę zdań o meczu z USA. Minęło kilka dni, a w moim pokoju hotelowym pojawiło się tajemnicze pudło potężnych gabarytów. Pokojówka przekazała mi, że to prezent od Fidela, a ja zacząłem się martwić, jak wrócę z taką przesyłką do domu.

Nie musiałem nic mówić. Paczka zniknęła, a później zobaczyłem ją już w Gdyni. Były w niej figury szachowe, dziesięć butelek rumu oraz pudełko cygar. Była również wizytówka z autografem “Castro dla Kostro”. Kilka tygodni później dostarczono mi jeszcze drewniany stół z szachownicą wykonaną z marmuru.

Widział się Pan z nim później?

Tak. Zostałem zaproszony na symultanę uczestników olimpiady z amatorami na Kubie. Wielkie wydarzenie, graliśmy łącznie na 350 szachownicach. Wtedy również chwilę się spotkaliśmy, porozmawialiśmy, a nawet mieliśmy wspólne zdjęcie, które ukazało się w kubańskiej gazecie. Z materiałami byłem zapraszany do wielu klubów szachowych, by opowiadać o wyjeździe i niestety przez to straciłem część z nich. Okradziono mnie w pociągu.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAlery