Connect with us

NFL

Politykowi mówiono, że może zawdzięczać drugie życie opiece świętej Barbary. ___

Published

on

Leszek Miller w poruszającej rozmowie w Bez Tabu. Tylko u nas mówi, co dokładnie stało się 22 lata temu, gdy rządowy samolot z nim na pokładzie, rozbił się przed lotniskiem Okęcie.

Był czwarty grudnia 2003 roku, gdy rządowy śmigłowiec rozbił się niedaleko Piaseczna. Wśród 15 osób na pokładzie był ówczesny premier Leszek Miller, który wracał z Lubina z obchodów Barbórki. Zdarzenie wyglądało na niebezpieczne, ale na szczęście nikt nie zginął. Politykowi mówiono, że może zawdzięczać drugie życie opiece świętej Barbary.

Leszek Miller o cudzie. Przeżył wypadek helikoptera
O tym zdarzeniu 22 lata temu mówiła cała Polska. Dziś Leszek Miller wraca do niego podczas spotkania z Mariolą Bojarską-Ferenc w podcaście „Bez Tabu” tworzonym dla portalu VIVA.pl. Jak zapamiętał tę chwilę? „Ja w tym momencie krytycznym spałem. Miałem wtedy taki okres, że spałem, gdzie tylko mogłem, ponieważ ciągle było za mało i tak nauczyłem się spać wszędzie. Więc obudziłem się w ostatniej chwili. Wtedy, kiedy właśnie pilot zaczął krzyczeć, żebyśmy zapinali pasy. Oczywiście nie zdążyłem tego zrobić”, usłyszeliśmy w rozmowie wideo.

„Jak ten helikopter się rozbił, to wszyscy straciliśmy na krótko przytomność, ale po jej odzyskaniu pierwsza myśl była taka: to się za chwilę wszystko zapali, a my spłoniemy żywcem. Wprawdzie nie zabiliśmy się, ale spłoniemy żywcem”, opowiada nam Leszek Miller. „Na każdym filmie, jaki widziałem, kiedy helikopter się rozbijał, to zawsze się palił, prawda? No ale sekundy mijały, on się nie zapalał. Jeden z oficerów BOR-u, najmniej poszkodowany, wyciągnął mnie i położył na mchu i pobiegł ratować następnych. I wówczas miałem drugą myśl. Strasznie mnie kręgosłup bolał, nie mogłem się poruszyć, więc pomyślałem, że całe życie spędzę na wózku inwalidzkim. Nie mogłem wstać. To był straszny ból”, dodawał polityk.

Na szczęście leżąc w lesie, przypomniał sobie pewne ćwiczenie, którym sprawdził, w jak dużych jest opałach. „Skojarzyłem sobie, że kiedyś czytałem na ten temat, że jeżeli się nie wie, co tak naprawdę się stało, to trzeba poruszyć palcami rąk i palcami nóg. Nieśmiało poruszyłem palcami jednej ręki, drugiej ręki, potem palcami jednej nogi, drugiej nogi i poczułem ogromną ulgę, bo to znaczyło, że nie mam przerwanego rdzenia kręgowego”, mówi Leszek Miller w Bez Tabu. Dziś wiemy, że przez rozbicie śmigłowca ówczesny premier doznał złamania dwóch kręgów piersiowych.

Polityk dodał, że na pewno nie miał w sobie uczucia, że całe życie przelatuje mu przed oczami. Myślał przytomnie i działał. Ale wiele osób mówiło mu potem, że przeżył dzięki cudowi. Bo miała opiekować się nim Święta. „Uzmysłowiono mi potem, że kiedy podczas Barbórki żegnali mnie górnicy, to wręczyli mi taką dużą i ciężką figurę świętej Barbary. I ta figura leżała na półce nad moją głową. Więc jedni mówili: „no to oczywiste, dlaczego żeście ocaleli, prawda? Mieliście świętą Barbarę na pokładzie”. Ale drudzy opowiadali o tym od innej strony. Słyszałem: „Wiesz Leszek, nie zabiłeś się w helikopterze, ale gdyby ten posążek spadł na twoją głowę, to by cię po prostu zabił. I tak miałeś szczęście”, opowiada VIVIE.pl pan Leszek.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAlery