Connect with us

NFL

Polacy stworzyli w Holandii wyjątkową inicjatywę. Pierwsi w historii

Published

on

Jak graliśmy z Marokańczykami, jeden od nas trzepnął trochę rywala, ten padł i doszło do przepychanki. No młyn. Nagle chłop się zerwał i pobiegł do szatni. A ich trener do nas: “Uciekajcie, bo on ma broń”. I wyobraź sobie, że gość wyleciał z giwerą schowaną pod bluzą i szukał tego, co go trzepnął — mówi w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet Bartek Ślęzak z Husarii Remo. Członkowie tego najstarszego polonijnego klubu w Holandii przeżyli naprawdę wiele w swojej nowej ojczyźnie.

Nie dość, że są najstarszym polskim klubem w Holandii, to na dodatek ostatnio wygrali Klubowe Mistrzostwa Europy Drużyn Polonijnych. Husaria Remo jest prowadzona iście profesjonalnie, co tym bardziej zyskuje na uznaniu, gdy okazuje się, że wszystko dzieje się bez większego wsparcia sponsorów. Do interesu dokładają nie tylko swój czas, ale i pieniądze na funkcjonowanie drużyny

Wszystko zaczęło się w 2004 r., gdy Piotr Szczupliński i Konrad Biskup postanowili stworzyć tę wyjątkową inicjatywę. O kulisach funkcjonowania zespołu oraz o perypetiach związanych z życiem w Holandii opowiadają nam zawodnicy Husarii: Bartek Ślęzak, Daniel Kniaziew i Szczepan Klamczyński.

Bartek: Do Holandii przyjechałem na dwa miesiące. I tak 13 lat zostałem.

Szczepan: Przyjechałem na wakacje do kolegi, żeby zobaczyć, jak to wygląda. I tak mi się zostało. 15. rok już tu jestem.

Daniel: Ja jestem w Holandii od 10. czy 11. roku życia. Ale to w Polsce czuję się jak w domu. Tutaj jest dużo różnych kultur i wszystkiego, co z tym związane. Mam też polskie nazwisko, co od razu rzuca się tutaj w oczy.

Bartek: W 2013 r. tu przyjechałem. Od czegoś trzeba było zacząć. Trafiłem na pakownię. Był taki chłopaczek, który pół po niemiecku, pół po polsku gadał. Kiedyś podszedł do mnie i mówi: “Wy, Polacy, nam tutaj pracę zabieracie”. Okazało się, że był z Opolszczyzny.

Szczepan: Ja to od pomidorów zaczynałem. Ścinanie liści, obrywanie pąków, zbieranie i pakowanie owoców. Pochodzę z małej miejscowości, więc ciężkiej pracy nigdy się nie bałem. Potem przez siedem lat byłem kierownikiem w mocno rozwiniętej technologicznie firmie ze storczykami. Sterowałem programem, który zarządzał wszystkimi robotami.

Bartek: Przez różne prace przechodziłem. W jednej musiałem obrywać listki z pelargonii. Mogły zostawać tylko po trzy, żeby roślina się zagęszczała. Tysiące doniczek, a ty zap*** na kolanach. Aż przyszedł dzień, w którym uznałem, że nigdy więcej pracy przez uitzendbureau [biuro pośrednictwa pracy]. Stwierdziłem, że już nigdy nie dam się tak upodlić. W międzyczasie porobiłem różne uprawnienia, które są wymagane do pracy na budowie, na zwyżkę, na koparkę i tak dalej.

Szczepan: Wiadomo, że ja i Bartek mieliśmy inny start niż Daniel, który się tu wychowywał. Ci, którzy przyjeżdżają tutaj z Polski, z reguły zaczynają od szklarni. A dzięki temu, że Daniel mieszkał tu od małego, to szybciej opanował język.

Bartek: Moim wielkim błędem było to, że wcześniej nie poszedłem robić gdzieś, gdzie było więcej Holendrów. Otaczając się głównie swoimi, nie nauczysz się tak języka.

Szczepan: Nauka języka to jest klucz. Ci, którzy nie znają języka niderlandzkiego, nie czują się tu komfortowo. I to w podstawowych życiowych sytuacjach. Jedziesz z kimś windą i nie wiesz, jak się odezwać — to już prowadzi do niezręcznego położenia. Człowiek czuje się odizolowany. Cały czas na obczyźnie, a nie u siebie.

Bartek: Holenderskiego nauczyłem się sam. Bez żadnej szkoły językowej czy czegoś w tym rodzaju. A to Google Translator, a to po jakąś książkę sięgnąłem. Metodą prób i błędów się uczyłem. Do urzędów nigdy nie brałem tłumacza, wszędzie szedłem sam.

Szczepan: Grę w piłkę zacząłem tutaj od holenderskich klubów. Siedziałem tak w tej szatni, słuchałem i kompletnie nie byłem w stanie odróżnić nawet pojedynczych słów. Oni mówią jednym ciągiem wyrazów. Tak się w to wsłuchiwałem i mówiłem do siebie: “Kurde, co to w ogóle jest”. Z biegiem czasu udało mi się wszystko przyswoić.

Daniel: Na początku pobytu w Holandii w ogóle nie znałem jeszcze języka. Dzieci w szkole się ze mnie śmiały. Do domu wracałem z płaczem i mówiłem mamie, że nie chcę tutaj mieszkać. Bardzo długo miałem z tym problem. A moja mama zmagała się z holenderską mentalnością. Nie rozumiała niektórych rzeczy. Przede wszystkim tego, że walą prosto z mostu i potrafią potraktować kogoś zupełnie bez uczuć. My Polacy jesteśmy bardziej empatyczni.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAlery