NFL
Po latach milczenia, anonimowy list ujawnia szokujące szczegóły zbrodni, która wstrząsnęła Polską. Kto był jego autorem?
28 lat mija od śmierci 17-letniej Sylwii Cz. z Inowrocławia. Ta zbrodnia wstrząsnęła Polską. Nastolatka umówiła się ze znajomymi na festyn z okazji zakończenia lata, ale nigdy na niego nie dotarła. Sprawę jej zniknięcia i zabójstwa udało się rozwikłać dopiero po kilkunastu latach, dzięki anonimowemu listowi. Wskazano w nim nazwiska morderców.
Zatrzymani w sprawie zabójstwa 17-letniej Sylwii Cz. wpadli dopiero po 14 latach od zbrodni.10
Zobacz zdjęcia
Zatrzymani w sprawie zabójstwa 17-letniej Sylwii Cz. wpadli dopiero po 14 latach od zbrodni. Foto: KWK Bydgoszcz / Materiały policyjne
Sylwia zawsze wracała do domu o ustalonej porze i nie sprawiała rodzicom kłopotów wychowawczych. Dlatego nie zaniepokoili się, gdy nie zastali córki w domu po przyjściu z pracy. Wieczorem jednak zaczęli przeczuwać, że stało się coś złego. Matka dziewczyny zgłosiła jej zaginięcie na komisariacie. Natychmiast ruszyły zakrojone na szeroką skalę poszukiwania. O zaginięciu Sylwii wiedzieli policjanci z całej Europy. Udało się jednak jedynie ustalić, że 17-latka na zabawę osiedlową nie dotarła, mimo że miała na nią bardzo blisko. Nikt z jej znajomych jej tam nie widział.
Śledczy brali pod uwagę, że nastolatka mogła uciec z domu, ale rodzice stanowczo odrzucili tę hipotezę. Poza tym z pokoju dziewczyny nie zniknęły jej osobiste rzeczy ani ubrania, które musiałaby zabrać, gdyby zamierzała do domu nie wrócić. Pojawiało się wiele tropów, ludzie z różnych zakątków Polski twierdzili, że widzieli Sylwię. Jednak żaden z tych sygnałów się nie potwierdził. Sprawa na kilkanaście lat utknęła w martwym punkcie. Ponieważ nie było wiadomo, czy dziewczyna żyje, czy nie, w 2009 r. policjanci sporządzili jej portret z uwzględnieniem progresji wiekowej. Nikt jednak się do funkcjonariuszy po jego publikacji nie zgłosił. To był sygnał, że prawdopodobne jest, że Sylwia nie żyje.
Dopiero 14 lat po zniknięciu nastolatki, w 2011 r. nastąpił przełom. Policja otrzymała wtedy anonimowy list. Autor twierdził, że Sylwia nie żyje i została brutalnie zamordowana. Anonimowy nadawca jako winnych wskazywał Przemysława K. i jego wujka Dariusza Sz. Młodszy był kolegą zaginionej i pomagał jej szukać tuż po jej zniknięciu.
Mężczyźni zostali zatrzymani. Przemysław K. wiódł wtedy normalne życie. Był stolarzem. Miał żonę, dzieci i żadnych zatargów z prawem. Zarówno on, jak i jego wujek przyznali, że nastolatka nie żyje. Wskazali nawet miejsce zakopania zwłok. Ciało dziewczyny znaleziono właśnie w tym miejscu. Był to teren, na którym kiedyś znajdowały się ogródki działkowe. Na szyi denatki wciąż tkwił sznur, którym sprawcy pozbawili ją życia. Z zeznań wynikało, że Sylwia poszła z Przemysławem K. i jego wujkiem na działkę. Gdy ten drugi na chwilę się oddalił, młodszy rzucił się na dziewczynę. Chciał kontaktu intymnego. Gdy odmówiła, wściekł się i ją udusił. Śledczy podejrzewali, że doszło też do gwałtu. Dariusz Sz. stwierdził, że pomagał ukryć zwłoki, ale nie miał nic wspólnego z zabójstwem. Czy to prawda? Tego nie udało się ustalić. Zresztą mężczyzna nie poniósł żadnej kary, bo przestępstwo, o które go oskarżono, przedawniło się. Przemysław K. został skazany tylko na 15 lat więzienia.
Kto wysłał anonimowy list, dzięki któremu sprawa Sylwii Cz. została rozwiązana? Tego nie wiadomo do dziś.