NFL
Kotlina Kłodzka, niegdyś turystyczny raj, teraz zmaga się z trudnościami po powodzi. Przedsiębiorcy walczą o przetrwanie, a turyści wciąż nie wracają.
Jeszcze kilka lat temu Kotlina Kłodzka była jednym z najchętniej odwiedzanych miejsc na Dolnym Śląsku. Malownicze krajobrazy, uzdrowiska, spływy pontonowe i liczne atrakcje przyciągały turystów z całej Polski. Po ubiegłorocznej powodzi, która spustoszyła region, przedsiębiorcy z branży turystycznej walczą o przetrwanie. Choć drogi zostały otwarte, a infrastruktura częściowo odbudowana, turystów wciąż brakuje. Strach przed kolejnymi kataklizmami skutecznie odstrasza odwiedzających.
Maria Łukaszewska, właścicielka pensjonatu Willa Marianna w Lądku-Zdroju, nie kryje frustracji – Dla nas w ogóle nie ma sezonu. Mamy zniszczoną infrastrukturę, która sprawiała, że nie jesteśmy miejscem atrakcyjnym turystycznie. Możemy np. liczyć na grupy firmowe, uprawiające turystykę rowerową. Po całym dniu przyjadą do nas i zjedzą. Nie ma aktualnie mowy o turystyce rodzinnej – skarży się.
Czekamy na decyzję, czy dostaniemy jeszcze rządowe wsparcie. Bez tego wyczerpiemy pieniądze z innych źródeł. Z naszej perspektywy jest niedobrze, bo teraz żadna firma ubezpieczeniowa nie chce nas ubezpieczyć. Powołują się na naszą wysoką szkodowość. Nie mamy propozycji, żeby zostać wykupionym, wysiedlonym. Jest mowa o budowie zbiorników, ale to wszystko jest zawieszone, bo to kwestia drażliwa politycznie – dodaje.
Odbudowują się sami, bo nie mają innego wyjścia. – Nie ma turystki, ani ubezpieczenia. W tej chwili wydajemy pieniądze z odszkodowania i dzięki temu mamy płynność finansową, ale odbywa się to kosztem możliwości inwestycyjnych. Robimy to, bo nie mamy innych aktywów. Pieniądze z odszkodowania, czy pomoc rządowa nie pozwolą nam na przeniesienie działalności w inne miejsce. Musimy inwestować w tym miejscu te pieniądze, ale jest mnóstwo wątpliwości, jaki to ma sens — dodaje Łukaszewska.
Z podobnymi problemami borykają się też inni przedsiębiorcy. Pan Marian, który od ponad 20 lat prowadzi gospodarstwo agroturystyczne w okolicach Lądka-Zdroju, zauważa drastyczny spadek liczby gości. – W marcu nie mieliśmy nikogo. To pierwszy taki przypadek w naszej historii – mówi. Tadeusz i jego żona, wynajmujący pokoje gościnne, potwierdzają: – Od września telefon milczy. Nikt nie dzwoni, nie pyta o noclegi. To najgorszy sezon od 25 lat – narzekają.
Ewa Styk, pracownica sklepu z pamiątkami w Lądku-Zdroju, dodaje, że choć uzdrowiska w mieście powódź ominęła, ruch turystyczny niemal zamarł. – Przez dwa tygodnie po powodzi nie można było do nas dojechać. Później pojawili się żołnierze usuwający skutki kataklizmu, ale turystów prywatnych wciąż jest bardzo mało – zauważa.
Nie wszyscy narzekają
Nieco bardziej optymistycznie sytuację ocenia Mariusz Bil, menadżer firmy Rafting Bardo. – Ludzie wrócili na spływy pontonowe, a zimowy sezon narciarski był bardzo udany – mówi. Firma, dzięki ubezpieczeniom kosztowym, zdołała odbudować zniszczoną przez powódź infrastrukturę. Jesteśmy gotowi na sezon i czekamy na gości – dodaje.