NFL
Kiedyś starałam się o rolę w filmie, którego scenariusz nie był jego najmocniejszą stroną, chciałam jednak zagrać tę postać, więc poświęcałam sporo czasu i energii na przygotowania do roli. I wtedy dostałam SMS od koleżanki: “Słyszałam, że dostałaś rolę, którą odrzuciłam. Myślę, że będziesz w niej świetna”. Było to tuż przed startem zdjęć. Straciłam siłę do pracy. Czułam się tak, jakby ktoś podciął mi skrzydła. W jednej sekundzie przyszło do mnie mnóstwo negatywnych myśli. Więcej w komentarzu
Jestem zupełnie zwyczajną matką Polką, która boryka się z najróżniejszymi problemami. Dla mojej córeczki jestem normalną mamą, która jeździ z nią autobusami czy tramwajami, a rano robi śniadanie do szkoły – mówi aktorka Marieta Żukowska.
Gram kobietę, która jest wichrem. Liczba przebrań i masek, które nakłada na twarz, jest bardzo duża. Momentami żartowaliśmy z Jakubem Przebindowskim, który reżyseruje sztukę, że wykańczająca jest ta liczba ról w tej jednej.
Czy Marieta Żukowska też jest wichrem?
Jestem niespokojną duszą. Mąż śmieje się i mówi, że ze mną nigdy nie ma nudy, że jestem piorun kulisty na szpilkach. Ponad osiem lat temu zrezygnowałam z etatu w teatrze, bo nie chciałam być związana z jednym miejscem. Gram w kilku spektaklach, które dają mi wiele radości i poczucie bezpieczeństwa zawodowego. Mam 43 lata, a im starsza jestem, tym — tak mi się wydaje — odważniejsza. Medytuję i pracuję nad sobą, co pomaga uspokoić niespokojnego ducha, który ciągle we mnie dokądś gna
Mam ciągłą potrzebę tworzenia. Jesteśmy jeszcze przed premierą, ale już przygotowuję się do bardzo dużego projektu modowego, który będzie miał premierę w listopadzie, więc śledźcie mojego Instagrama. Niedawno po raz pierwszy w życiu grałam w plenerze u Zbyszka Zamachowskiego. Padał deszcz, wiał silny wiatr, a ludzie mimo to przyszli na spektakl, śmiali się i bili brawo. Czułam ogromną adrenalinę i szczęście.
Jesteś szczęściarą?
Jestem. Los był dla mnie bardzo łaskawy, bo już na trzecim roku studiów dostałam etat i propozycję w teatrze ciekawych ról u reżysera Mariusza Grzegorzka, za które byłam nagradzana. Potem zaczęły przychodzić role w filmach i serialach. Nie kalkulowałam, byłam szalona i nie bałam się ich przyjmować. Teraz, po wielu latach, myślę jednak, że to poczucie bezpieczeństwa i stabilność, jaką dawał etat, zamykało mnie na nowe projekty. Często lęk blokuje w dążeniu do celów i marzeń. Ja jednak, mimo obaw, staram się je realizować. Jeśli ktoś powie mi, że “czegoś się nie da”, to choćby na przekór postaram się udowodnić, że się da. Jestem przekorna.
Lubię wypowiedź mistrza świata w boksie, który powiedział kiedyś, że stwierdzenie: “To nie jest proste” przekłamuje rzeczywistość. Vinny Pazienza ma za sobą poważny wypadek. Lekarze mówili mu, że nie będzie chodził, a on nie dość, że stanął na nogi, to jeszcze po kilku miesiącach wrócił na ring i znowu wygrywał. Kiedy osiąga się cel, okazuje się, że dojście do niego było proste. Kluczowa była jednak zmiana nastawienia. Trzeba mówić sobie: “to jest proste”, nawet gdy marzenie w pierwszej chwili wydaje się nieosiągalne.
Jestem dziewczyną z Żywca, z bloku. Od dziecka przekonywano mnie, że marzenie o zostaniu aktorką będąc dziewczyną z Żywca, jest nieosiągalne. Żywiec to małe miasto w górach. Oczywiście mogłam sobie pomyśleć: “gdzie ja będę się pchać do tej Warszawy czy do Łodzi, do szkoły filmowej”. Ale nie zrezygnowałam, podążałam za marzeniem. Nie wiem, skąd miałam wtedy taką siłę w sobie. Młodość jest jednak niesamowita, wtedy chce się walczyć, czuje się, że może się wszystko
Rozmawiałam o tym niedawno z moją siostrą Kasią, która od 20 lat sama prowadzi firmę. Stwierdzam, że cały czas walczę ze swoim wewnętrznym wstydem. Wcale nie jestem taka hop do przodu, raczej stanę w kolejce i będę czekała, aż przyjdzie na mnie kolej.
A potem nie odpuścisz?
Masz rację – nie odpuszczam. Moja przyszywana córka robiła mi niedawno prezent urodzinowy. Tak się wzruszyłam, że aż się popłakałam. Na jednej z kartek napisała: “Jest wiele rzeczy, za które cię kocham i podziwiam, bo ty się nigdy nie poddajesz”. Tak mnie widzi, a ja przecież nieustannie toczę ze sobą walkę, żeby się nie poddać. Myślę, że my, ludzie, jesteśmy dla siebie jednocześnie największym wrogiem i największym przyjacielem. Ja także każdego ranka wpierw zmagam się z wątpliwościami w stylu: “po co mi to było”, a potem staram się osiągnąć zamierzony cel. I wiem, że prowadzi do niego wiele dróg.
Niedawno widziałam film dokumentalny o ludziach, którzy starali się o gwiazdki Michelin. Byli wśród nich właściciele małej restauracji we Włoszech, którym bardzo zależało na tym wyróżnieniu. Po wielu latach recenzent kulinarny wreszcie do nich przyjechał. Szef kuchni zrobił bardzo udane pierwsze i drugie danie, ale tak się stresował, że deser, który wykładał na talerz, rozpadł się i serce mu stanęło. Kucharz nie poddał się jednak i na pozostałych talerzykach umieścił deser w podobny sposób. Jakby tak właśnie miał być podany. I dostał gwiazdkę Michelin. To też opowieść o mnie, staram się uparcie wierzyć, że zawsze jest druga szansa, nawet w kryzysowej sytuacji.
Miałaś kiedyś podobną sytuację?
Jestem silna, ale też wrażliwa i łatwo mnie dotknąć. Kiedyś starałam się o rolę w filmie, którego scenariusz nie był jego najmocniejszą stroną, chciałam jednak zagrać tę postać, więc poświęcałam sporo czasu i energii na przygotowania do roli. I wtedy dostałam SMS od koleżanki: “Słyszałam, że dostałaś rolę, którą odrzuciłam. Myślę, że będziesz w niej świetna”. Było to tuż przed startem zdjęć. Straciłam siłę do pracy. Czułam się tak, jakby ktoś podciął mi skrzydła. W jednej sekundzie przyszło do mnie mnóstwo negatywnych myśli, ale następnego dnia otrzepałam się z nich i jeszcze intensywniej pracowałam nad rolą. Dostałam za nią bardzo dobre recenzje. Może dzięki koleżance przygotowywałam się jeszcze skrupulatniej.