NFL
– Dynamika VAT-u spadła względem szacunków o połowę. O POŁOWĘ! Zapisali sobie w budżecie, że będzie 25 mld zł więcej, a tych pieniędzy nie ma. I jednocześnie twierdzę, że to nie mafie VAT-owskie – z dr. Michałem Możdżeniem rozmawia Grzegorz Sroczyński. Link w komentarzu
Dynamika VAT-u spadła względem szacunków o połowę. O POŁOWĘ! Zapisali sobie w budżecie, że będzie 25 mld zł więcej, a tych pieniędzy nie ma. I jednocześnie twierdzę, że to nie mafie VAT-owskie – z dr. Michałem Możdżeniem z Polskiej Sieci Ekonomii rozmawia Grzegorz Sroczyński.
Link został skopiowany
Michał Możdżeń: Wydatki rządowe mocno wzrosły, a dochody nie dowożą. Od początku tej koalicji tak jest
Najpierw odpowiem standardowo, tak jak ekonomiści zajmujący się finansami publicznymi. Rząd w zeszłym roku zwiększył wydatki na budżetówkę o 70 mld złotych, dając 20-30-procentowe podwyżki. Jako pracownik naukowy też dostałem podwyżkę i chociaż nie czuję się bogaczem, to nie da się ukryć, że to był najwyższy wzrost ever. Wzrosły transfery: 500 plus na 800 plus. Rosną też wydatki na zdrowie. Zaczynają rosnąć na zbrojenia. I w zeszłym roku pojawiła się zagadka niemal kryminalna: dlaczego w efekcie tych zwiększonych wydatków dochody budżetu nie wzrosły tak, jak można się było spodziewać.
No tak. Wzrost wydatków powinien doprowadzać do wzrostu dochodów ludności, która więcej konsumuje, firmy więcej zarabiają, do budżetu wraca więcej podatków. To się nie stało.
Odniosę się do tego, co mówił rok temu Morawiecki: oto Tusk po powrocie do władzy popuścił “Januszom”, firmy zaczęły sobie optymalizować, więc nominalne wpływy z podatku CIT spadły.
Bo spadły?
Owszem. Tyle że powód był inny: zmniejszyły się rekordowe zyski firm z okresu pocovidowego, kiedy mieliśmy do czynienia z czymś, co nazwałem wówczas spiralą marżowo-cenową. To eldorado nie mogło trwać wiecznie, zyski firm w okolicach 2024 roku się znormalizowały, do tego wzrosły solidnie wynagrodzenia, co również spowodowało niemal automatycznie obniżenie zysków firm. I proporcjonalnie spadły dochody z CIT do budżetu. To po prostu widać, absolutnie nic się nie wydarzyło.
W tym sensie, że spowolnienie we wpływach budżetowych z podatku CIT nie wynika z tego, że zły Tusk rozszczelnił system podatkowy. Tu ważna uwaga: uszczelnienie, które wprowadził Morawiecki – a nie ma wątpliwości, że takie było i jest to fakt, z którym niektórzy muszą sobie radzić i znosić dysonanse poznawcze – otóż ten efekt za Tuska się utrzymuje. To nie jest tak, że relacja wpływów podatkowych względem zysków czy przychodów się rozjechała, bo przyszedł nowy rząd i lewiznę uprawia. Może jest mniej skuteczny w dalszym uszczelnianiu, ale to, co zadziałało za Morawieckiego, to nadal działa. Zresztą teraz CIT zaczął już powoli rosnąć, za to spadły wpływy z VAT – względem tego, co rząd sobie założył w projekcie budżetu na ten rok
Spróbuję to wyjaśnić. Rzeczywiście jest tak, że dynamika VAT-u spadła względem szacunków o połowę. O POŁOWĘ! Rząd szacował, że w tym roku dochody z VAT-u wzrosną o 17 procent, a wzrosły tylko o 8 procent.
Zapisali sobie w budżecie na 2025 rok, że będzie 25 mld zł więcej, ale VAT nie dowiózł. I jednocześnie twierdzę, że to nie mafie VAT-owskie.
A co?
Głównym źródłem tego niedowiezienia jest fakt, że rząd założył zbyt wysoki wzrost konsumpcji: realne wydatki konsumpcyjne Polaków miały wzrosnąć proporcjonalnie do dochodów o 4 procent.
Tak. Przestrzelili również inflację, zapisali w budżecie, że wyniesie 5 procent, a jest 3,5. I to wszystko ma konsekwencje.
Wpisali sobie wyższy wzrost konsumpcji i wyższą inflację, żeby łatwiej skonstruować budżet? “Będą większe wpływy do kasy państwa, bo to i to”.
Możliwe, że w ten sposób próbowali działać, natomiast równie prawdopodobne, że po prostu się pomylili. Podobnie jak większość analityków. To działa tak, że masz jakiś model makroekonomiczny i się go trzymasz. Jeśli wzrost gospodarczy ma wynieść tyle i tyle, do tego dojdzie dynamiczny popyt wewnętrzny, to zakładasz też określoną presję inflacyjną. Wrzucasz dane do modelu i wychodzi ci, że inflacja będzie w okolicach 5 procent. To z kolei miało dać wyższe dochody budżetu, no bo jeśli konsumpcja rośnie i ceny rosną, to wpływy z podatku VAT do budżetu tak samo. I to wszystko się nie zmaterializowało.
Szybki wzrost PKB – bo ten wzrost, owszem, zmaterializował się – nie przełożył się na szybki wzrost cen.
Dlaczego?
Bo pomimo dużego wzrostu płac – co zwiększyło firmom koszty, więc teoretycznie mogły zareagować podwyżką cen – nie ma już takiej łatwości przerzucania kosztów na klientów jak w okresie pocovidowym. Od dawna mówiłem, że to się znormalizuje, nastąpi kompresja zysków i będziemy jechać dalej.