Connect with us

NFL

Dominika Clarke i jej rodzina na Koh-Lanta mierzą się z nieoczekiwanymi wizytami tajskich służb. Co kryje się za tymi kontrolami?

Published

on

Dominika Clarke, która razem z mężem Vincentem i jedenaściorgiem dzieci, mieszka na tajskiej wyspie Koh-Lanta, mierzy się z nowymi kłopotami. Od kilku tygodni rodzina jest kontrolowana przez tajskie służby. Ma to związek z internetowymi donosami. Jak przyznaje Dominika, ostatnia wizyta służb ją zbulwersowała. — Sprawdzili wszystko — opowiada kobieta.

Rajskie życie w Tajlandii rodzinie Clarke burzą kontrole służb. Przynajmniej raz w tygodniu przeprowadzają niezapowiedziane inspekcje. 1
Zobacz zdjęcia
Rajskie życie w Tajlandii rodzinie Clarke burzą kontrole służb. Przynajmniej raz w tygodniu przeprowadzają niezapowiedziane inspekcje. Foto: Internet/Facebook, Internet
Dominika Clarke półtora roku temu wyprowadziła się do Tajlandii. Razem z z jedenaściorgiem dzieci, w tym z wieloraczkami, przeprowadzili się z Horyńca-Zdroju na Podkarpaciu do Tajlandii. Zostawili tu rodzinę i wygodny, duży dom, by wieść spokojniejsze życie na egzotycznej wyspie. Dominika bardzo chętnie dzieli się w mediach społecznościowych szczegółami przeprowadzki, warunkami życia, a także tym, jak opiekuje się gromadą dzieci. Jej aktywność w internecie budzi skrajne emocje. Od wielu miesięcy kobieta zmaga się z hejtem.

Jak informował “Fakt”, kilka tygodni temu interweniował w tej sprawie polski Rzecznik Praw Dziecka. Potem ruszyły kontrole tajskich służb. Najpierw rodzinę odwiedziła policja, potem delegacja tajskiej opieki społecznej. — Przepatrzyli wszystkie dokumenty, patrzyli do wszystkich pokoi, czy nie ukrywamy jeszcze dzieci — relacjonowała Dominika. Wtedy urzędnicy obiecali wsparcie, gdyby to okazało się potrzebne, np. w dostępie do opieki zdrowotnej. Wieloraczki, które są wcześniakami i wymagają rehabilitacji.

Kiedy wydawało się, że sytuacja już się uspokoiła, rodzina znów miała niezapowiedzianych gości. — Ta kontrola mnie zbulwersowała trochę, mimo że lubię, jak oni przychodzą. Posprawdzali, wszystko przepatrzyli, podpisaliśmy listę obecności. Pytali, gdzie reszta dzieci, odpowiedzieliśmy, że nie trzymamy ich przecież w szafie, ani i w pokojach, tylko że poszły do szkoły — opowiada Dominika. I jak dodała, kontrola przebiegła pomyślnie.

Kiedy zaczęła dopytywać o powody wizyty, okazało się, że powodem kontroli są donosy. — Było zgłoszenie, zresztą ja je widziałam, tylko nikomu o nim nie mówiłam. Nie chciałam rozpowiadać takich informacji, dopóki nie mamy dowodów — opowiada Dominika Clarke w mediach społecznościowych. — Hejterzy wymyślili, że zorganizują się, wejdą na lokalne grupy w naszym kraju i zaczną rozpowiadać nieprawdę, plotki, straszne informacje o nas, by ludzie, którzy tu mieszkają zaczęli się nas bać i zaczęli nas sprawdzać — opowiada.

Jak twierdzi, informacje o tych postach do niej też dotarły i sama zaczęła wyjaśniać, kto z tymi wpisami stoi. Poradzono jej, by złożyła do tajskich służb wnioski o nękanie.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAlery