Connect with us

NFL

Czarzasty przykręca kurek, a oburzeni posłowie nagle odkrywają, że paliwo jednak kosztuje. ⬇️⬇️⬇️ Link do artykułu w komentarzu

Published

on

Poselskie kilometrówki od lat rozpalają Polaków do czerwoności i są symbolem finansowych przywilejów władzy. Wygląda jednak na to, że ten system wkrótce przejdzie do historii. Nowy marszałek Sejmu, Włodzimierz Czarzasty, właśnie zapowiedział rewolucję i chce raz na zawsze ukrócić kontrowersyjne rozliczenia. Problem w tym, że posłowie już teraz kręcą nosem i nie zamierzają łatwo oddać swoich pieniędzy.

Mechanizm jest prosty i genialny w swojej bezczelności. Z ogromnego, ponad 23-tysięcznego ryczałtu na biuro poselskie, każdy parlamentarzysta może co miesiąc wyciągnąć dla siebie nawet 4 tys. zł. Wystarczy oświadczyć, że przejechało się 3,5 tys. km w swoim okręgu. Pieniądze, które formalnie mają iść na paliwo, w praktyce stają się nieopodatkowanym dodatkiem do pensji.

Gdzie leży problem? Wszystko opiera się na prostym oświadczeniu, którego nikt nie weryfikuje. W efekcie kilometrówek nie da się odróżnić od dodatku do pensji. Jak przyznaje sam marszałek Włodzimierz Czarzasty, społeczeństwo ma prawo do przejrzystości, bo “ludzie mają pytania, na co te pieniądze zostały przeznaczone”. Nowe zasady kilometrówek mają to zmienić.

Ja żadnego posła i żadnej posłanki łącznie ze sobą o nic nie podejrzewam, ale uważam, że społeczeństwo polskie ma prawo do przejrzystości. Ma prawo do tego, żeby po wprowadzeniu tego zarządzenia społeczeństwo było przekonane o tym, że są to zasady bardzo uczciwe

Marszałek Włodzimierz Czarzasty nie rzuca słów na wiatr i już zapowiedział, że decyzja jest ostateczna, a zmiany w kilometrówkach wejdą w życie 1 stycznia 2026 roku. Na stole leżą trzy konkretne scenariusze, które zostaną skonsultowane z przedstawicielami wszystkich klubów.

Pierwsza propozycja to całkowita likwidacja obowiązku rozliczania części ryczałtu jako kilometrówek. To sprytne posunięcie: posłowie dostaliby wolną rękę, ale w kuluarach już słychać, że zgodzą się na to tylko pod warunkiem… podniesienia całego ryczałtu. Jak gorzko stwierdził jeden z posłów KO, “dzisiejsze kwoty to jakieś dziadostwo”.

Druga koncepcja to wprowadzenie karty paliwowej dla każdego posła. Pomysł ma dwie zalety: pieniądze na pewno poszłyby na paliwo, a przy okazji wsparłyby polski Orlen. Jednak to rozwiązanie jest dziurawe jak sito. Co z posłami jeżdżącymi autami elektrycznymi? Co z kosztami amortyzacji, ubezpieczenia czy napraw, których karta nie pokryje? Plan, który brzmi dobrze na konferencji prasowej, rozbija się o sejmową rzeczywistość, gdzie każdy przywilej ma znaczenie.

Trzecia opcja, wcześniej forsowana przez Szymona Hołownię, zakładała rozliczanie wydatków na paliwo dopiero powyżej pewnego pułapu, np. 1000 zł. Ten pomysł nie spotkał się jednak z aprobatą klubów sejmowych, co pokazuje, jak trudno będzie przeforsować jakąkolwiek reformę, która uderza w finanse posłów.

Choć zmiana kilometrówek posłów wydaje się krokiem w dobrą stronę, w kuluarach sejmowych już słychać głosy niezadowolenia. Politycy, choć oficjalnie popierają transparentność, niechętnie patrzą na perspektywę utraty łatwych pieniędzy. Argumentów przeciwko zmianom jest więcej. Jak słusznie zauważają niektórzy, sytuacja posłów nie jest równa. Uprzywilejowani są ci z dobrze skomunikowanych okręgów blisko Warszawy, którzy mogą za darmo podróżować pociągiem. “Wtedy pieniądze z kilometrówki mogą wydać na coś innego, np. swoje biuro poselskie” – tłumaczy jeden z rozmówców.

Inni wskazują na “ukryte, dodatkowe koszty”, które ponoszą, dojeżdżając z odległych części kraju, argumentując, że nie ma jednego, sprawiedliwego rozwiązania dla wszystkich.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAlery