Connect with us

NFL

Choroba odebrała jej sprawność, jej mężowi siły. Po latach walki małżeństwo reżysera “Lejdis” i pisarki rozpadło się. Miłość nie zawsze wystarcza. ______

Published

on

Małgorzata Saramonowicz od lat zmaga się ze stwardnieniem rozsianym – chorobą, która stopniowo odbiera jej sprawność, a całej rodzinie poczucie stabilności. W przypomnianym wywiadzie z magazynu VIVA! z 2023 roku pisarka szczerze opowiada o bólu po stracie dawnego życia i codziennym zmaganiu się z rzeczywistością, która nie ma nic wspólnego z romantyzmem. To poruszające świadectwo życia na krawędzi – fizycznej, emocjonalnej i egzystencjalnej.

Przez 11 lat walczyli ramię w ramię z nieuleczalną chorobą, która stopniowo odbierała jej sprawność, a jemu – siłę psychiczną. Teraz ich drogi się rozchodzą. Andrzej Saramonowicz, znany z przebojowych komedii jak „Lejdis” czy „Testosteron”, ujawnia, że to Małgorzata Saramonowicz – pisarka i scenarzystka – poprosiła go o odejście. Po latach wspólnego życia w cieniu stwardnienia rozsianego, kobieta zdecydowała, że musi odnaleźć siebie na nowo – nie jako pacjentka, żona czy matka, ale jako odrębny człowiek. Ich rozstanie nie jest końcem, a początkiem nowego rozdziału – bolesnego, ale koniecznego.

Dziś przypominamy poruszający wywiad Małgorzaty Saramonowicz z magazynu VIVA! z 2023 roku. Pisarka, scenarzystka, córka, matka, żona – w szczerej rozmowie z Beatą Nowicką opowiada o genetycznej melancholii, terapii traumy i transgresyjnym doświadczeniu, jakim stało się dla niej życie ze stwardnieniem rozsianym. W rozmowie z Rafałem Kowalskim dla Viva.pl dodaje, że swoje życie dzieli na to „przed” i „po” chorobie. „To wielka zmiana, która następuje w życiu. Choroba zamiera coraz to nowe możliwości, które się traci” – mówiła. Od dziewięciu lat starała się odnaleźć w nowej rzeczywistości. „Ten świat się kurczy, trochę znika. Nie jestem pogodzona z chorobą i oprócz tego, że zdaje sobie sprawę z ograniczeń i muszę je jakoś akceptować i w nich się poruszać, to jest to jakieś balansowanie na granicy depresji i wychodzenia z niej” – dodała.

Małgorzata Saramonowicz: Nie potrafię hierarchizować trudnych rzeczy, które przeżyłam. Bardzo ciężka była dla mnie walka o dziecko, o to, żeby zajść w ciążę dzięki in vitro, nie załamać się po pierwszym nieudanym transferze, wyjść z depresji. To było wyniszczające doświadczenie. Bolesne było patrzenie na umieranie mojej matki, cierpiącej na demencję i raka. Obserwowanie, jak choroba ją degraduje, sprowadza do elementarnych odruchów, upokarza. Moja własna choroba stała się transgresyjnym doświadczeniem w życiu. Szokującym. Dodam, że odkąd w wieku 19 lat dowiedziałam się o istnieniu stwardnienia rozsianego, nie było choroby, która przerażałaby mnie bardziej. Ironia losu! Stwardnienie zmusiło mnie do zupełnie innego funkcjonowania. Pomijam fakt, że od pierwszych objawów do postawienia diagnozy minęły dwa lata, potem od diagnozy do rozpoczęcia leczenia kolejne dwa.

Przy takiej chorobie cztery lata stracone bez leków oznaczają zmiany nie do cofnięcia. Szczęśliwie teraz jestem w programie lekowym w warszawskim szpitalu przy Wołoskiej, mam wsparcie dobrego lekarza, rehabilitację. Ale pamiętam moment, w którym uświadomiłam sobie, że muszę zrezygnować z kolejnych rzeczy, zmienić zupełnie sposób życia. Na przykład, nie dam już rady pracować przy produkcji filmu po 12 godzin na dobę. Że tracę aktywności, które kochałam: nie pójdę w góry, nie pojeżdżę na rowerze, nie zwiedzę Galerii Uffizi we Florencji, bo nie wytrzymam tylu godzin na nogach. Choruję od 10 lat, przez ten czas stopniowo, co dwa lata było coraz gorzej. W jednym roku cztery rzuty choroby zdewastowały moją sprawność ruchową. Najpierw odkryłam, że nie przejdę 10 kilometrów, potem pięciu, następnie dwóch… W zeszłym roku byliśmy z mężem w Sopocie. Przejście z laską jednej trzeciej mola okazało się niemożliwe. Musiałam pogodzić się z tym, że dawne aktywności: praca, podróże, sport są poza moim zasięgiem. Kilka miesięcy temu byłam na wymarzonej wycieczce w Rzymie. Pierwszego dnia, w tej euforii, dałam radę z długimi odpoczynkami przejść dwa kilometry. Dotarłam do Hiszpańskich Schodów, fontanny di Trevi, Panteonu. Do hotelu musiałam wrócić taksówką. Po czym dwa dni leżałam w łóżku. A potem… trzeba było już wracać. Takie momenty załamują.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAlery