NFL
Śledztwo umorzono i już nikt nigdy nie pozna odpowiedzi na pytanie: dlaczego to się stało!?
Leśny zagajnik, słoneczny, wrześniowy dzień. Policjantka ze służbowej broni strzela do swojego 9-letniego synka, a potem do siebie. Motyw zbrodni zabiera ze sobą do grobu. Śledztwo umorzono i już nikt nigdy nie pozna odpowiedzi na pytanie: dlaczego to się stało!?
Minęło 5 lat od wstrząsającej tragedii, ale nie da się jej wymazać z pamięci. Na cmentarzu w Solcu Wielkopolskim grób mamy i jej dziecka przypomina o bólu, smutku i pustce, którą po sobie zostawili.
15 września 2020 r. 30-letnia – do tej pory wzorowa, pilna i bardzo pracowita – policjantka nie stawiła się do pracy na komisariacie w Swarzędzu (woj. wielkopolskie). Sylwia N. (30 l.) pełniła służbę od 6 lat. Pracowała w oddziale prewencji. Jej kolegów zaniepokoiła jej nieobecność, bo nigdy wcześniej jej się to nie zdarzało. Także przełożeni z pracy podkreślali, że była świetnie przygotowana do służby – wysportowana, profesjonalna i oddana swojej misji. Ceniono ją nie tylko za umiejętności, ale także za empatię i życzliwość wobec innych. Dlatego, gdy Sylwia N. nie pojawiła się w pracy, zdenerwowani funkcjonariusze od razu zaczęli jej szukać. Jej telefon nie odpowiadał, nikt nie wiedział, gdzie jest. Zniknął też synek kobiety.
Ciało Sylwii znaleziono w leśnym zagajniku niedaleko Środy Wielkopolskiej. Obok leżał – także martwy – jej ukochany 9-letni synek Wiktor. Kobieta pojechała swoim autem do lasu i tam, bez świadków, na leśnej ścieżce, ze służbowej broni zabiła swojego syna, a potem odebrała życie sobie. – Biegły stwierdził urazy czaszkowo-mózgowe – mówił nam Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Sekcja zwłok wykazała, że chłopiec zginął od strzału w skroń, a jego matka oddała śmiertelny strzał do siebie. Gdy zostali odnalezieni, na pomoc było już za późno. Pozostał płacz, rozpacz i kołatające się po głowie pytanie: dlaczego…
Zaraz po tragedii „Super Express” dotarł do najbliższych, którzy byli poruszeni i załamani całą sytuacją. – Jeszcze kilka dni temu widziałam mojego wnuczka, był taki zadowolony. Nie mogę tego pojąć – mówiła w 2020 r. Stanisława S., babcia Wiktora, mama jego taty.
Nic nie zapowiadało takiego dramatu, a jednak wielu znajomych wiedziało, że w życiu prywatnym kobieta zmagała się z trudnościami. Samotnie wychowywała Wiktora, a ojciec chłopca miał konflikt z prawem. Kobieta zaręczyła się z nowym partnerem, ale ten związek też się rozpadł. W dodatku, w jej rodzinie wcześniej doszło do tragedii – jej brat popełnił samobójstwo. Mimo to znajomi podkreślali, że była bardzo dobrą matką, a syn był dla niej najważniejszy.
Wiktor był jej całym światem – mówili po tragedii przyjaciele Sylwii. Do dziś śmierć matki i syna budzi wstrząs, niedowierzanie i ogromne poczucie straty wśród bliskich i znajomych.
Zaraz po tragedii ruszyło prokuratorskie postępowanie. Pytań dotyczących dramatu było wiele, ale odpowiedzi się nie pojawiły. Śledczy chcieli dowiedzieć się, czy ktoś namawiał lub udzielał pomocy w targnięciu się na życie Sylwii N. Ostatecznie śledztwo zostało umorzone. Długa, praca prokuratorów nie przyniosła wyczekanych rezultatów. Mimo ekspertyz i wielu przesłuchanych świadków nie udało się ustalić powodu zabójstwa syna i samobójstwa Sylwii N. Śledczy analizowali między innymi sprawy kryminalne, którymi zajmowała się w pracy.
– Przesłuchano w tej sprawie 97 świadków, niektórych kilkakrotnie – mówiła zaraz po umorzeniu śledztwa prok. Ewa Woźniak z Konina.