NFL
Oferowali mu kontrakt na milion euro, by jeszcze został, jeszcze choć jeden sezon. Rafał Majka musiał jednak dotrzymać danego słowa ➡️
Oferowali mu kontrakt na milion euro, by został, jeszcze choć jeden sezon. Rafał Majka musiał jednak dotrzymać danego słowa. W sobotę, startem w Il Lombardii, zakończył pełną niezwykłych historii karierę. – To jest ten JEDEN, którego powinniście naśladować – napisał o Polaku wielki Tadej Pogacar. Oto kulisy 17 lat Rafała Majki w zawodowym peletonie.
Gdy zaczynała się góra, a Rafał Majka wychodził na czoło peletonu, to większość rywali drżała. Niewielu było bowiem kolarzy, którzy potrafili na podjeździe narzucić i utrzymać przez długie minuty tak zabójcze tempo jak on. Plotka mówi, że Majka – w latach swojej świetności – najbardziej motywował się, wiedząc że gdzieś na końcu grupki jedzie Michał Kwiatkowski. “Zerwać” rodaka to była największa radość.
Nie, Rafał nie ma wrednego charakteru. Od dzieciaka był po prostu w cieniu “Kwiato”. To w Michale widziano największy, historyczny wręcz talent polskiego kolarstwa, to na kolarza z Torunia pracowała reszta biało-czerwonych koszulek od juniorskich kategorii. A Rafał miał być po prostu świetnym pomocnikiem. Tylko i aż tyle. Lubił więc pokazać, kto ma ogień w nodze.
Majki nie było w złotej drużynie z Ponferrady, która wspierała Kwiatkowskiego w drodze po historyczne mistrzostwo świata w 2014 r. Wtedy odmówił, zmęczony ciężkim i znakomitym sezonem. Miał prawo. Wygrał dwa etapy Tour de France, koszulkę najlepszego górala, a potem dołożył triumf w Tour de Pologne.
Odnosił piękne sukcesy, a i tak był zawsze w cieniu, nie tylko Kwiatkowskiego. Bo był niezbędny, był za dobry w pomaganiu. Niezbędny Alberto Contadorowi w Team Saxo. Niezbędny Tadejowi Pogacarowi w UAE Team Emirates. Pomocnik klasy premium. I czasami gdy gasła lampa kamery, a my zostawaliśmy, by porozmawiać tak zupełnie szczerze, to ten żal w głosie wybrzmiewał. Zwłaszcza w najlepszych latach, 2014-17.
Wie pan, on od Bozi dostał te nogi. Zawsze wiedzieliśmy, że pod górę to nie ma na niego mocnych – mówił mi w 2014 r. Piotr Majka. Tata, który wspólnie z pierwszym trenerem, Zbyszkiem Klękiem ukrywali przed mamą Rafała kolarskie upadki i “szlify”, jak w tym świecie mówi się o zdartej skórze.
Jak wrócił z jednego ze startów zakrwawiony, to pani Kamila nie chciała już słyszeć o kolarstwie. Ale Rafał miał taką moc, że nie było wyjścia. Jak przyszedł na pierwsze próbne zawody, to na dwa razy cięższym rowerze i tak objechał wszystkie dzieciaki – wspomina Klęk.
Pan Piotr powtarzał, że dopóki żyje, syn będzie się ścigał. Był jego największym kibicem. Rafał bardzo przeżył śmierć taty, w maju 2021 r. Jemu zadedykował zwycięstwo, kilka miesięcy później, na etapie Vuelta Espana.
Tata zawsze powtarzał mi: “nie odpuszczaj”. To były jego ulubione słowa. I jak już uciekłem, to wiedziałem, że wygram. Że nie odpuszczę. Miałem te jego słowa w głowie. Chciałem mu pokazać, że dalej dla niego walczę – mówił mi potem.
Mógł być mistrzem olimpijskim. Hiszpan zepsuł wszystko, gdy podniósł palec
Ze wszystkich wspólnych rozmów najbardziej zapamiętam igrzyska w Rio de Janeiro. Majka zdobył tam brązowy medal. Przypłacił to jednak tak ogromnym zmęczeniem, że wywiad na żywo dla TVP Sport zaczął… po angielsku, choć pytanie zadałem oczywiście po polsku.
Przez długi czas niewiele osób wiedziało, że Rafał był w Brazylii o włos od złota. W szalonym wyścigu, rozgrywanym bez radia i słuchawek w uszach kolarzy o Majce bowiem… zapomniano. Mała grupka faworytów myślała, że prowadzą w wyścigu i dopiero na finiszu rozegrają decydujący bój. Oszczędzali więc siły. Dopiero kilka kilometrów przed metą Hiszpan Purito Rodriguez usłyszał od kogoś przy drodze, że z przodu jedzie jeszcze Polak.
W transmisji telewizyjnej widać było tylko jak podnosi jeden palec i pokazuje przed siebie. Faworyci zwarli szyki i przyspieszyli tempo. Majka musiał się zadowolić brązem, który w wielkim stopniu zawdzięczał pomocy… Michała Kwiatkowskiego. “Kwiato” rozegrał wyścig tak, by na kluczowym podjeździe być przy Rafale i “wciągnąć” go na górę. Role się odwróciły, a Michał nie pierwszy raz udowodnił, jak wiele potrafi zrobić dla drużynowego sukcesu