NFL
Był aktorem, który rzadko grał główne role, a jednak zawsze był zapamiętywany. Nikt nie spodziewał się, że ten niepozorny chłopak z Rudy Śląskiej zostanie jednym z najwybitniejszych aktorów PRL-u, który wystąpi nawet w hollywoodzkiej produkcji. _____ .
Henryk Bista był aktorem, który rzadko grał główne role, a jednak zawsze był zapamiętywany. Drobny, łysiejący, skromny – ale na ekranie i scenie potrafił całkowicie zahipnotyzować publiczność. Zaczynał od pożyczania pieniędzy na obiady, wchodził w dorosłe życie bez grosza, ale z wielką pasją do sztuki. Nikt nie spodziewał się, że ten niepozorny chłopak z Rudy Śląskiej zostanie jednym z najwybitniejszych aktorów PRL-u, który wystąpi nawet w hollywoodzkiej produkcji Spielberga.
Wielu znało go z ról drugoplanowych, ale nikt nie nazywał go „drugorzędnym aktorem”. Wręcz przeciwnie – Henryk Bista był artystą, który potrafił jednym spojrzeniem, pauzą czy gestem zbudować całą postać. Dla kolegów z teatru był perfekcjonistą. Dla reżyserów – pewnym wyborem. Dla widzów – twarzą, której się nie zapomina. Na scenie wcielał się w Szekspira, Mickiewicza, Fredrę. W kinie był Wielkim Elektronikiem, prokuratorem, klientem banku, panem Lowensteinem z „Listy Schindlera”. A prywatnie? Był mężem kobiety, która płaciła za jego obiady, ślub i wspierała go przez całe życie – Urszuli Mordzewskiej-Bisty. Ich historia to opowieść o lojalności, sztuce i czułości, która nie potrzebowała wielkich słów.
Miał być inżynierem. Studiował mechanikę i architekturę, zanim w ogóle pomyślał o scenie. A jednak w 1954 roku rzucił studia techniczne i postanowił zostać reżyserem teatralnym. Warunek? Najpierw trzeba skończyć aktorstwo. I tak trafił do warszawskiej PWST, którą ukończył w 1958 roku. Przypadek? Przeznaczenie?
To właśnie wtedy narodził się artysta, który już wkrótce miał zyskać miano jednego z najbardziej wszechstronnych aktorów swojego pokolenia. Choć niski, łysiejący, niepozorny – na scenie potrafił przemienić się, w kogo tylko chciał. Sam mówił: „Charakterystyczne role drugoplanowe są o wiele bardziej znaczące jako materiał dla aktora”.
Choć występował w warszawskim Teatrze Ateneum, to właśnie Teatr Wybrzeże w Gdańsku był dla niego miejscem, w którym rozkwitł jako aktor dramatyczny. Zagrał tu swoje największe role – Jagona w „Otellu”, Łazarza, Gustawa-Konrada, Papkina. Publiczność go uwielbiała, a recenzenci nazywali go „mistrzem szczegółu dopracowanego do perfekcji”.
Profesor Jan Ciechowicz wspominał go jako aktora, który grał jak matematyk – precyzyjnie, konsekwentnie, ale z ogromnym sercem. Każda pauza, każdy gest, każde spojrzenie miały u Bisty znaczenie. Jego styl był nie do podrobienia.
Kto nie pamięta go z ról w „Panu Kleksie w kosmosie”, „Piłkarskim pokerze”, „Vabank”, „Nic śmiesznego” czy „Dekalogu X”? Henryk Bista tworzył postaci drugiego planu, które potrafiły przyćmić głównych bohaterów. Reżyserzy wiedzieli, że jeśli obsadzą Bistę, scena nabierze charakteru.
Jego epizody były niezapomniane. Widzowie pamiętali go jako Wielkiego Elektronika, pirotechnika, przekupnego sędziego. W 1993 roku wystąpił u Spielberga w „Liście Schindlera”, udowadniając, że jego talent nie zna granic.