NFL
Jest dziś ostatnią żyjącą polską przedwojenną aktorką dziecięcą. Choć wspaniale zagrała postać Jadzi Białkówny, po premierze świat filmu się od niej odwrócił
Zagrała w jednym z najważniejszych polskich filmów powojennych, ale kino szybko o niej zapomniało. Jej dzieciństwo naznaczyła wojna, utrata matki i walka o przetrwanie. Dziś ma 94 lata i nadal potrafi zaskoczyć swoją historią.
Maria Broniewska zadebiutowała jako aktorka filmowa jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, lecz prawdziwą popularność przyniósł jej film „Ulica Graniczna” z końca lat 40. Choć wspaniale zagrała w nim postać Jadzi Białkówny, po premierze filmu przez długi czas nie otrzymywała nowych propozycji ról.
Maria Kornacka, późniejsza Maria Broniewska, przyszła na świat 8 października 1931 r. w Warszawie jako córka Zbigniewa Kornackiego, nauczyciela języka polskiego w warszawskim Gimnazjum im. Stanisława Staszica, oraz aktorki i pisarki Marii Zarębińskiej. Ojciec Marysi zmarł 8 listopada 1933 r. w Warszawie, a niecałe pięć lat później jej matka związała się z cenionym poetą i tłumaczem Władysławem Broniewskim.
Swoje pierwsze spotkanie z partnerem matki Marysia zapamiętała następująco: „Wiosną 1938 r. mama oznajmiła mi, że na spacerze w Łazienkach poznam miłego pana. […] Przedstawił się: »Władysław Broniewski«, na co ja odpowiedziałam: »Marysia« i dygnęłam. Od razu podałam mu rękę i poszliśmy do parku. Szłam, skacząc na jednej nodze, więc mnie nazwał »Wróblem na nitce«, a ja jego »Starym Niedźwiedziem«. Wkrótce spytał, czy chciałabym, żeby został moim tatusiem. Powiedziałam »tak«, co było z mojej strony wielkim uznaniem”.
Maria Broniewska: pierwsze aktorskie doświadczenia
Ze względu na profesję swojej matki Marysia od najmłodszych lat poznawała artystów, a nawet bywała na planach filmowych, m.in. realizowanego w 1939 r. „Żołnierza królowej Madagaskaru”. W końcu wiosną 1939 r. sama została zaangażowana do filmu „Przez łzy do szczęścia” w reżyserii Jana Fethkego, opowiadającego historię Jana Mankiewicza, założyciela i opiekuna sierocińca w małym miasteczku, który jest rozdarty między miłością do pięknej aktorki a poczuciem obowiązku wobec swoich małych podopiecznych. Na planie filmu posługiwała się panieńskim nazwiskiem matki i występowała w napisach jako Marysia Zarębińska, żeby nie miała z powodu swojej aktorskiej kariery problemów w szkole.
Rezolutna ośmiolatka wcielała się w postać Wisi, jednej z dziewczynek z sierocińca, a obok niej dwie główne role dziecięce grały Lidia Skrzypkówna i Iwonka Petry. Chociaż wszystkie dziewczynki były rozpieszczane w filmowym atelier, reżyser Fethke faworyzował Iwonkę, która była… młodszą siostrą jego narzeczonej.
Po latach Maria Broniewska tak wspomina relacje z innymi dziecięcymi aktorkami i pracę na planie: „Poza planem się nie kolegowałyśmy, bo po pracy moja ciocia zabierała mnie od razu do domu. Pamiętam, że kiedyś jechałyśmy wieczorem autobusem na Żoliborz, miałam jeszcze na twarzy charakteryzację i jakaś pani zwróciła uwagę mojej cioci: »Jak można dziecko tak malować!«”.
Aktora Franciszka Brodniewicza, który grał w filmie główną rolę, Marysia miała okazję poznać już kilka lat wcześniej. „Miałam pięć lat, to było w Ciechocinku i byłyśmy z mamą na wakacjach. Był tam również pan Brodniewicz i oszalałam na jego punkcie. Wszyscy śmiali się ze mnie, że zakochałam się w Brodniewiczu. Na planie »Przez łzy do szczęścia« patrzyłam w niego jak w obraz” – wspomina.
Chociaż praca w filmowym atelier była bardzo intensywna, Maria Broniewska zapamiętała ją jako dobrą zabawę. Wspomina też, że wpłynęła na reżysera, aby zmienił scenariusz melodramatu na nieco bardziej optymistyczny. „Biedna Wisia miała umrzeć, więc jak się o tym dowiedziałam, to natychmiast uciekłam do operatora dźwięku Józefa Koprowicza. Weszłam w nocnej koszuli i charakteryzacji pod stół i powiedziałam, że za żadne skarby nie wrócę na plan do łóżka, bo ja nie będę umierać!” – opowiada z humorem.
Prace nad filmem „Przez łzy do szczęścia” zakończyły się w sierpniu 1939 r., więc nie zdążył on pojawić się na ekranach kin przed wybuchem II wojny światowej. Niemiecki okupant dopuścił jednak do jego premiery, która odbyła się 31 stycznia 1941 r. Marysia nie miała możliwości obejrzenia filmu w czasie okupacji, ponieważ po wybuchu wojny znalazła się wraz z matką we Lwowie.
W Warszawie przebywał natomiast dziadek dziecięcej aktorki, lecz nawet on nie poszedł do kina zobaczyć wnuczkę, ponieważ wziął sobie do serca głoszone przez polską konspirację hasło „Tylko świnie siedzą w kinie”.
„Film był typowy dla owych czasów – wyciskał łzy z oczu co czulszym niewiastom. Oglądałam go po wojnie i ku zgrozie zapłakanych paniuś – śmiałam się serdecznie. Nie myślałam jednak nigdy, że spotkam się jeszcze kiedyś z niektórymi wielkimi aktorami przed kamerą filmową” – wspominała na łamach „Ekranu” w 1958 r.