NFL
W policji brakuje pieniędzy na pensje, które i tak są skandalicznie niskie. Więcej w komentarzu
W policji brakuje pieniędzy na pensje, które i tak są skandalicznie niskie. – Gdyby nie wakaty policyjne i przesuwanie z nich środków, to nawet ta niewystarczająca ilość pracowników nie miałaby płaconych pensji przez cały rok – mówi nam Joanna Stec-Trzpil przewodnicząca Związku Zawodowego Pracowników Policji
Rząd zaproponował, by podwyżki w budżetówce w przyszłym roku były równe prognozowanej inflacji, czyli wyniosły 3 proc. Na Radzie Dialogu Społecznego sprzeciwiała się temu m.in. Joanna Stec-Trzpil, przewodnicząca Związku Zawodowego Pracowników Policji (ZZPP).
Sytuacja tej grupy, która liczy około 24 tys. osób, jest naprawdę fatalna. Dzieli się ona mniej więcej po równo na pracowników zatrudnionych na podstawie Kodeksu pracy oraz pracowników korpusu służby cywilnej. Według stanu na 1 czerwca br. na 11 tys. 194 pracowników policji niemal połowa (47,6 proc.) otrzymuje wynagrodzenie minimalne, czyli 4666 zł brutto. Nie lepiej jest wśród korpusu służby cywilnej, w którym obowiązują mnożniki wynagrodzeń. Niemal 40 proc. z nich ma najmniejszy możliwy mnożnik funkcjonujący w służbie cywilnej na poziomie, 1,8 – co oznacza pensję 4967 zł brutto.
Joanna Stec-Trzpil podkreśla, że oprócz osób, które otrzymują minimalne wynagrodzenie, jest mnóstwo takich, których pensje są o 200 zł większe od gwarantowanej minimalnej krajowej. W związku z tym 98 proc. pracowników służby cywilnej policji zarabia mniej niż wynosi przeciętnie wynagrodzenie w służbie cywilnej ogółem, a 87 proc. mniej niż wynosi przeciętna pensja w gospodarce narodowej.
A mówimy o specjalistach: pilotach, ekspertach ds. zamówień publicznych, informatykach, kierownikach kancelarii tajnej. 11 tys. spośród nas ma wykształcenie wyższe, jesteśmy dopuszczeni do ściśle tajnych i poufnych informacji, odpowiadamy za każdy obszar logistyczny w policji, zajmujemy się poszukiwaniami i identyfikacją osób, pracujemy w biurach międzynarodowych. I tak tragicznie kształtują się nasze wynagrodzenia
– mówi nasza rozmówczyni.
Wbrew pozorom nie oznacza to, że wśród pracowników cywilnych policji jest dużo wakatów, w przeciwieństwie do tego, jak wygląda sytuacja w sądach. Problemy z wakatami są przede wszystkim w jednostkach centralnych, w dużych miastach, gdzie pensje zwyczajnie nie starczają na życie i gdzie łatwiej znaleźć lepiej płatne stanowisko niż to w policji. W powiatowych jednostkach sytuacja jest “lepsza” i wakatów nie ma dużo, bo pracują tam – jak mówi Joanna Stec-Trzpil – osoby z misją, które czepią dumę wykonywanej pracy.
Tak jak informatyk, który stworzył całą sieć w jednostce i traktuje ją jak swoje dziecko. To są prawdziwi patrioci i pasjonaci, w dużej mierze z pokolenia X, ze stażem w okolicach 20 lat w policji. Dla nich wynagrodzenie nie jest determinantem pracy
– tłumaczy. W większości są to kobiety, którym poza dużymi miastami trudniej jest znaleźć pracę, więc godzą się nawet na tak fatalne warunki.
Młodych trudniej przyciągnąć do zawodu, a nawet jeśli się to uda, to po przepracowaniu kilku miesięcy często uciekają przerażeni zarobkami, szczególnie że policję traktują jak trampolinę do dalszej kariery. W efekcie pojawia się ogromna rotacja pracowników, co nie wpływa pozytywnie na stabilność działania systemu.
Obecni pracownicy policji kiedyś jednak odejdą na emeryturę, a pozostawioną po nich dziurę bez zwiększenia zarobków trudno będzie załatać. Na domiar złego, w związku z tym, że w większości są to kobiety, to na poprawę sytuacji przed załamaniem się systemu mamy o pięć lat mniej. A to wprowadza kolejny wątek, ponieważ Unia wymaga, by pensje kobiet i mężczyzn na tych samych stanowiskach zostały zrównane, o czym nie ma mowy w policji.
Mundurowi łatają dziury i zwiększają nierówności
O wakatach w służbach mundurowych policji było w ostatnich miesiącach dość głośno. Trzeba jednak pamiętać, że aby policjant został przyjęty do służby potrzeba kadrowca, a żeby ten przyjęty policjant wyszedł patrolować ulice lub udał się na interwencję, musi zostać choćby odpowiednio wyposażony. Najpierw więc trzeba stworzyć i obsadzić stanowisko kadrowej, która przyjmie do służby, potem zaopatrzeniowca, który wyda środki przymusu bezpośredniego, a dopiero wtedy można wysłać policjanta w teren. Gdy jednak brakuje chętnych, na zaopatrzeniowców kierowani są funkcjonariusze mundurowi. W ten sposób zarządza się kryzysem w służbach cywilnych policji i odsuwa moment paraliżu systemu, mówi Joanna Stec-Trzpil.
Dla takich mundurowych praca za biurkiem to oczywiście korzyść, bo praca administracyjna jest bezpieczniejsza. Tu ujawnia się kolejna patologia systemu: mundurowi za tę samą pracę otrzymują bowiem nawet kilka razy większe wynagrodzenie niż pracownice korpusu służb cywilnych, a te większą (choć niewiele) niż pracownice cywilne zatrudnione na podstawie Kodeksu pracy.
Czy w takim wypadku jesteśmy tym bogatym państwem, czy biednym? Bo żaden przedsiębiorca nie płaci za jedną usługę komuś 2-3-krotnie więcej tylko dlatego, że ma taki kaprys
– mówi związkowczyni.