NFL
Słynny grafik odkrywa prywatne sekrety w rozmowie z VIVĄ!. __________ Fot. RAFAŁ MASŁOW, Bartek Wieczorek/LAF AM
Rafał Olbiński, światowej sławy malarz i grafik, w rozmowie z magazynem VIVA! opowiada o twórczym niepokoju, wpływie Nowego Jorku na jego karierę oraz planach na przyszłość. Od kolekcji mody przez tomik poezji, aż po kryminał pisany strumieniem świadomości.
Martynika, Czarny Łabędź i tort w oceanie – tak zaczyna się film, który być może nigdy nie powstanie, a może jednak?. Rafał Olbiński odsłania kulisy swojej artystycznej duszy i zdradza, co zrobi, gdy wszystko mu się znudzi.
Rafał Olbiński o swoim dziedzictwie
[…]
Myśli Pan o swoim dziedzictwie?
Dla mnie malowanie jest tak naturalne jak oddychanie. Gdybym nie malował, byłbym jedynie numerem PESEL. Więc tak, jestem ciekaw, czy to, co tworzę, przetrwa czy nie? Nie sprawdzę tego, ale robię wszystko, żeby moja twórczość mnie przeżyła. Nie wiem, co będzie za miesiąc, łącznie ze sztuką. Nie mam pojęcia, jaki obraz namaluję. Tak samo jest z poezją. Rok temu do głowy by mi nie przyszło, że wydam tomik wierszy z obrazami. A teraz o nim rozmawiamy. Niedawno firma Bytom zaproponowała mi stworzenie kolekcji mody. Fantastyczne wyzwanie, nie uważasz? Lubię testować swoje granice. Mogę je przekroczyć czy nie? Każde ograniczenie pobudza kreatywność. To mnie cały czas napędza.
Pewność siebie i poczucie własnej wartości. Nowy Jork pozwolił mi się pozbyć tego katolickiego garba, który większość Polaków wynosi z domu – masz siedzieć w kącie i czekać, aż inni odkryją twój talent. Gówno prawda. Jeśli sami nie będziemy przekonani o swoich zdolnościach, nikt inny ich nie dostrzeże. Nowy Jork wyleczył mnie z kompleksów i niedowartościowania, co uważam za wielkie osiągnięcie. Dał możliwość konkurowania z najlepszymi na świecie w tym zawodzie. Uczyłem się od ludzi, którzy byli moimi mistrzami, a potem zostali kolegami. Moja córka jest dyrektorem artystycznym w prestiżowym wydawnictwie Simon & Schuster. Niedawno zadzwoniła do Marca Ventury z Włoch, żeby zrobił jej okładkę. Nagle zapytał: „Czy ty jesteś córką Rafała Olbińskiego?”. „Tak”. „A ja byłem jego studentem w School of Visual Arts”. Historia zatoczyła koło. Ja go uczyłem, a teraz moja córka daje mu robotę.
W jej przypadku to nie jest kwestia powrotu, ponieważ urodziła się w Nowym Jorku, jest Amerykanką, ale po polsku mówi lepiej ode mnie. Jest dumna, że robi okładki najlepszych powieści w prestiżowym wydawnictwie. Oczywiście to jest pułapka korporacyjna. Pracuje ponad swoje siły i kiedyś musi pomyśleć o tym, żeby pójść na swoje. Na razie jest zachwycona, że pracuje w Rockefeller Center i ma biuro nad ikonicznym lodowiskiem. Potem zobaczymy…
Zatem plany na najbliższą przyszłość to: kolekcja mody, kolejna wystawa…
Mam pomysł na dobrą powieść kryminalną. Dobrą znaczy oryginalną. Wzorem Jamesa Joyce’a chciałbym napisać książkę strumień świadomości. Potok myśli, uczuć, refleksji, w które wpleciony jest wątek kryminalny. Chyba powinienem zrobić film biograficzny. Wydaje mi się, że już najwyższy czas. Wymyśliłem początek. Znajoma artystka, skądinąd również piękna kobieta, namalowała mój portret na Martynice. Stolik w wodzie, na nim tort urodzinowy i butelka szampana. Siedzę naprzeciwko Czarnego Łabędzia i wznosimy toast. Lao Tzu powiedział: „Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku”. Ten już zrobiłem… Kocham życie za przewrotki, które serwuje. Codziennie stajemy przed dylematem: pójść tą czy tamtą stroną ulicy? Zaryzykować czy nie ryzykować? Wolę żałować tego, co zrobiłem, niż tego, czego nie zrobiłem. A jeśli znudzi mi się to wszystko, jak Le Corbusier wypłynę w morze i nie wrócę.