Connect with us

NFL

“Miała na imię Kamila”. Rafał Olbiński ujawnia w “Vivie”, kim była jego pierwsza miłość i jak wpłynęła na całe jego życie, nie tylko artystyczne. Cały wywiad w najnowszym numerze. _____

Published

on

Mistrz surrealizmu Rafał Olbiński odsłania swoje najbardziej osobiste wspomnienia. Dzieciństwo w cieniu wojny, pierwsza miłość, modowe bunty i poezja, która nie chciała milczeć. Co naprawdę napędza wyobraźnię jednego z najbardziej uznanych polskich artystów na świecie?

Malarz, ilustrator, twórca plakatów… poeta! Jeden z najbardziej cenionych polskich artystów na świecie. Rafał Olbiński opowiada Beacie Nowickiej o olśnieniach z dzieciństwa w Kielcach, Nowym Jorku, popkulturze, zachodach słońca na Martynice i pisaniu wierszy. „Kocham życie za przewrotki, które serwuje”, mówi mistrz.

Mam dwa takie momenty, oba niepoprawne politycznie. Z perspektywy czasu nie wiem już, co jest moim olśnieniem, a co zasłyszaną opowieścią. Był ostatni rok wojny, mama zabrała mnie na spacer. Miałem dwa latka. Na ulicy stał niemiecki żołnierz w lśniących oficerkach. Prześlizgnąłem się między jego rozstawionymi nogami, a on z uśmiechem poklepał mnie po głowie. Ludzki gest wyrwany z fanatyzmu wojny. Zaraz po wojnie mieszkaliśmy w kamienicy przy fabrycznym podwórku, na którym stała wartownia. Urzędował w niej rosyjski oficer, pan Ilia, pamiętam do dziś. Rubaszny facet, dzielił się ze mną swoimi racjami żywnościowymi. Nauczył mnie grać w warcaby łuskami od pocisków. Taki dualizm: wróg niemiecki, wróg rosyjski, a pośrodku ja, zagubione dziecko, niezdające sobie sprawy, że powinno ich obu nienawidzić. Powiem ci, że bardzo dobrze czułem się bez tego fanatyzmu. Dziś tworzę swój wyimaginowany świat, w którym nie ma agresji.

Nie dziwię się. Zawsze stajemy się niewolnikami swojej nienawiści… Ciekawe, kiedy dostrzegł Pan w sobie potrzebę piękna?

Pierwsze ślady indywidualnego gustu pamiętam z wczesnego dzieciństwa. Matka przed wojną była damą do towarzystwa młodych arystokratek z okolic Jędrzejowa. Zachowywała się jak bohaterka powieści Jane Austen. Miała ambicje, aby siódemka jej dzieci wyglądała elegancko, niczym angielscy lordowie. W związku z tym razem z babcią uszyły mi culottes na podwiązkach, których nienawidziłem. Miałem pięć–sześć lat i wiedziałem, jak nie chcę wyglądać. Myślę, że mógłbym zostać projektantem mody. Na studiach mieszkałem z grupą kolegów w akademiku, sami sobie szyliśmy ubrania. Mój ojciec był dyrektorem garbarni, dawał nam ładne skóry. Pamiętam spodnie z zamszu, które uszyłem. À propos inklinacji niemieckich, na ciuchach w Rembertowie znalazłem długi, skórzany płaszcz oficera Luftwaffe, pięknie skrojony, marki Hugo Boss. Rany boskie, wszystkie koleżanki chciały się z tym płaszczem umawiać (śmiech). Tak, to był piękny czas…

Chodziłem do liceum im. Stefana Żeromskiego w Kielcach, które w ubiegłym roku świętowało 300 lat istnienia. Jest starsze niż Stany Zjednoczone! Moi profesorowie, którzy znali łacinę i grekę, byli obsesyjnie zakochani w antyku i renesansie. Przekazali mi ten zachwyt, podlany dodatkowo polskim romantyzmem. Wtedy chciałem być pisarzem. Wszyscy chcieliśmy być Żeromskim, który chodził do naszej szkoły. Z wypracowań nie dostawałem dobrych stopni, bo byłem słaby z ortografii, ale nie poddawałem się. Wtedy powstały wiersze związane z pierwszą miłością. Miała na imię Kamila. Była najlepszą uczennicą w klasie. Zostawiałem jej wiersze na książkach, ale się nie podpisywałem. Myślała, że autorem jest mój kolega z ławki i… w nim się zakochała.

O cholera…

No widzisz. Nieszczęśliwa miłość to dobry materiał dla poezji. W pewnym sensie zdeterminowała rzekę moich późniejszych emocjonalnych porażek i niepowodzeń.

„Gdybym tylko potrafił, gdy obudzę się rano, wmówić sobie, że byłaś pięknym sennym marzeniem. Złudną fatamorganą”. Wierzy Pan w miłość?

Wierzę. Miłość jest jak narkotyk. Wyzwala nas z letargu intelektualno-emocjonalnego. Wtedy człowiek czuje, że żyje. Każda kończy się z różnych powodów. Przypuszczam, że moje życie bez tych nieszczęśliwych miłości byłoby płaskie. Po co wtedy żyć? Nie byłem przez 40 lat zakochany w jednej kobiecie, co prawdopodobnie wynika z mojego charakteru. Kocham zmiany, są dla mnie impulsem do tworzenia. Niewiadoma, co będzie dalej, jest fantastyczna. Marek Aureliusz napisał: „Kto się boi zmian, boi się życia”. A życie to niespodzianka.

Większość z nas boi się zmian. Niewiadoma, zamiast fascynować, często budzi lęk.

Ludzie są zanurzeni w wygodnej, ciepłej egzystencji. I lecą tak do końca. Dlatego między innymi wyjechałem z Nowego Jorku. Gdy wróciłem, spotkałem paru kolegów tam, gdzie ich przed laty zostawiłem. Stoją w tym samym miejscu. Życie może być stawem albo rwącą rzeką, wybór należy do nas. Kobiety bardziej boją się zmian. To jest zrozumiałe, jesteście matkami, musicie uwić bezpieczne gniazdo. Nie dyskutuję z prawami natury. Dla kobiety dziecko jest najważniejsze. Dla faceta również, ale do pewnego stopnia. Artysta żyje iluzją, że przedłuża życie tym, co robi. Kiedy ma szczęście, staje się nieśmiertelny. Mówisz Leonardo da Vinci i widzisz „Mona Lisę”, „Ostatnią Wieczerzę” czy „Damę z gronostajem”. Po 500 latach te dzieła żyją i kojarzą się z konkretnym człowiekiem.

[…]

Rozmawiała Beata Nowicka. Cała rozmowa dostępna w najnowszym numerze magazynu VIVA! od czwartku 18.12.2025 roku. W sprzedaży dostępny będzie przez cztery tygodnie.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAlery