NFL
Właścicielki zabytkowego dworku oskarżają. “Srebrna nas załatwiła”
Siostry Anna i Lilianna Walczyk, właścicielki Zajazdu Napoleońskiego na warszawskim Wawrze, podkreślają, że po serii burzliwych negocjacji czują się oszukane przez spółkę Srebrna. Przypominają, że rozmowy dotyczyły sprzedaży obiektu za ok. 12 mln zł, a Srebrna wpłaciła już 1,2 mln zł zadatku. W pewnym momencie jednak spółka zdecydowała się odstąpić od zakupu i zaczęła domagać się od nich zwrotu podwójnego zadatku. — Najpierw zastraszyli nas kwotą, a później chcieli wrócić do negocjacji i zaproponowali 5 mln zł — mówią właścicielki, opisując kulisy rozmów.
Kontrowersje wokół zakupu Zajazdu Napoleońskiego przez Srebrną.6
Zobacz zdjęcia
Kontrowersje wokół zakupu Zajazdu Napoleońskiego przez Srebrną. Foto: Fakt.pl / Damian Burzykowski / newspix.pl
Jarosław Kaczyński planował — przy pomocy spółki Srebrna — zakup zabytkowego dworku z myślą o urządzeniu tam muzeum poświęconego jego zmarłemu bratu, Lechowi. W styczniu 2025 r. spółka wpłaciła zadatek i podpisała umowę przedwstępną. W skład transakcji wchodziły dwie działki: większa (3,6 tys. m kw.) z samym dworkiem (21 pokoi i apartamentów hotelowych, sale bankietowe, konferencyjne oraz restauracja) oraz znacznie mniejsza — zaledwie 44 m kw. Umowa zawierała standardowy zapis, że wobec żadnej z działek nie toczą się postępowania sądowe. Szybko jednak wyszło na jaw, że mniejsza działka jest przedmiotem sporu z sąsiadem. Mimo to Srebrna nadal była zainteresowana zakupem.
W czerwcu 2025 r. spółka nagle zrezygnowała z transakcji i zaczęła domagać się zwrotu podwójnego zadatku (2,4 mln zł). Następnie przedstawiła zaskakującą propozycję — zakup całego obiektu za zaledwie 5 mln zł, co siostry uznały za absurdalnie niską ofertę i jednoznacznie odrzuciły. W tym samym czasie doszło do zmiany na stanowisku prezesa Srebrnej — Kazimierza Kujdę zastąpił Tomasz Bartczak.
Zobacz: Morawiecki i jego ministrowie przed Trybunał Stanu? Polityk Konfederacji odpowiada krótko
“Fakt” rozmawiał z Anną i Lilianną Walczyk. Okazuje się, że sprawa utknęła w martwym punkcie, a przedsiębiorczynie nie kryją rozgoryczenia wobec Srebrnej i Jarosława Kaczyńskiego (choć prezes PiS formalnie nie ma udziałów w spółce ani nie zasiada w jej organach — jest jedynie członkiem rady fundacji Instytut im. Lecha Kaczyńskiego, która posiada ponad 90 proc. udziałów w Srebrnej).
Jesteśmy dzięki nim zamknięci. Nie ma gości i ponosimy ogromne koszty utrzymania obiektu
mówi Anna Walczyk.
Wyjaśnia, że w oczekiwaniu na finalizację sprzedaży wyciszyły działalność hotelową. — Jeżeli wszystko idzie ku sprzedaży, to wówczas tak się postępuje. Zrobiłyśmy to w trakcie negocjacji — tłumaczy.
Obiekt nie był sprzedawany jako hotel, tylko budynek. Wyciszone zostały wszelkie kwestie dotyczące hotelu. Nie ubiegałyśmy się o nowe zezwolenia. Hotel został zamknięty za sprawą rozmów ze Srebrną. Gdyby nie oni, to hotel by działał i byśmy go sprzedawały jako budynek żyjący. Oszukali nas. Srebrna nas załatwiła przez manipulacje!
— słyszymy.
— Wszyscy, którzy znają się na nieruchomościach, wiedzą, że była to chęć pozyskania obiektu za niskie pieniądze. Próbowano nas zastraszyć, co to oni nie mogą, ale my się nie dałyśmy. Spór z sąsiadem dotyczył 44 m kw., wąskiego pasa działki wzdłuż ogrodzenia, więc biorąc pod uwagę całą działkę 3 tys. 600 m kw, wielkość zupełnie nieistotna, nie mająca wpływu na zakup dużej nieruchomości. Oni otrzymali informację po uprawomocnieniu wyroku w kwietniu i nie stanowiło to dla nich problemu. Miała być ewentualnie renegocjacja ceny, na co byłyśmy przygotowane. Najlepszym dowodem, że nie było problemu jest fakt, że jeszcze w czerwcu przekazywałam ostatnie dokumenty do podpisania umowy przyrzeczonej, a termin 30 czerwca był zarezerwowany u notariusza — relacjonuje Lilianna Walczyk.
Siostry ponoszą obecnie ok. 30 tys. zł miesięcznie na mocno zredukowane utrzymanie zajazdu (energia, ochrona itp.). — W tej chwili nie mamy kontaktu ze Srebrną. Dopóki sąd nie wyznaczy terminu, nie będziemy nawet wiedziały, czy złożyli pozew. Zapadła cisza z ich strony. Nie wiadomo, co zrobi Kaczyński. To wszystko było dla nas ogromnym szokiem. Nikt normalny tak się nie zachowuje w biznesie. Ewentualnie się odstępuje albo negocjuje. To było karygodne z ich strony — mówi pani Anna.
Przypomina też, że były prezes Srebrnej Kazimierz Kujda był kolegą jej siostry ze studiów i osobiście przyjechał do nich z propozycją. — Rozmowy były bardzo miłe. Opowiadał, że chcą zrobić muzeum Lecha Kaczyńskiego. Po rodzinnej naradzie przyjęliśmy ofertę. Potem jednak nieoczekiwanie pan Kujda wyleciał, a nas potraktowali jak naiwnych — opowiada.