NFL
Brawo Julia
Julia Szeremeta młodzieżowe mistrzostwo Europy zdobyła już dwa lata temu w Budvie. Później zaczęła się piękna kariera Polki, jednej z najbardziej rozpoznawanych osób ze świata sportu w naszym kraju. Z wicemistrzostwem olimpijskim i wicemistrzostwem świata włącznie. A teraz Julia zdecydowała się jeszcze na kolejny start w ME U-23, mimo kłopotów z prawą ręką. I już przed walką było jasne, że jedna z pięściarek urodzonych w Polsce jednak polegnie. Choć pewnie nikt nie zakładał, że aż tak wyraźnie.
Rywalką Polki w finałowej walce byłą bowiem Natalia Fasciszewska, choć pewnie w akcie urodzenia ma napisane nazwisko przez “ś”. Jej rodzina mieszkała w Kamieniu Małym w lubuskiem, 20 lat temu wyemigrowali do Irlandii. Natalia miała wtedy rok.
I już jako Irlandka zaczęła boksować, reprezentuje ten kraj. Pierwszy tytuł wywalczyła jednak w Polsce, wygrała Puchar Śląska w Gliwicach. W Irlandii okrzyknięto ją wielkim talentem, a ona w Budapeszcie to potwierdziła. Boksowała świetnie, w ładnym stylu awansowała do finału.
Tu jednak trafiła na inną zawodniczkę urodzoną nad Wisłą. Za to tę zdecydowaną faworytkę, taką bowiem jest Julia Szeremeta. Nawet jeśli potrzebuje teraz odpoczynku na wyleczenie urazu prawej ręki, o czym wspominał trener Tomasz Dylak.
Polka walczy w Budapszecie mocno taktycznie, jeśli tylko może, oszczędza prawą rękę. Miała arcyciężką przeprawę w 1/8 finału – śmiało jej walkę z rywalką z Turcji Pinar Benek można było nazwać przedwczesnym finałem. Losy decydowały się w ostatnim starciu, arbitrzy ostatecznie wskazali na 3:2 dla Polki.
Polka na początku wyczekiwała na ruch Irlandki, Fasciszewska też nie kwapiła się do ataków, więc już po 20 sekundach arbiter pokazał im, że oczekuje większego zaangażowania. A minutę później ponownie, mimo że Julia zdołała już przeprowadzić dwie, trzy akcje.
Ciosy Fasciszewskiej w pierwszych trzech minutach, te celne, można było wyliczyć na palcach jednej ręki. Nie była to walka dynamiczna, ale trzeba zrozumieć też sytuację zdrowotną Polki – nie chciała przesadnie ryzykować. – Uszkodzona jest chrząstka. Wcześniej złamana była kość, ona się zrosła, ale cały czas odczuwalny jest ból – mówił w środę red. Arturowi Gacowi z Interii trener Tomasz Dylak.
Aby coś tu osiągnąć, Fasciszewska musiała podjąć duże ryzyko. Ruszyć do przodu, odsłonić się. A gdy tylko próbowała, od razu nadziewała się kontry. Mało tego, opuszczała jeszcze głowę, pod koniec drugiej rundy dostała ostrzeżenie. To skutkowało stratą punktu, losy złota były więc rozstrzygnięte. 20:17 na wszystkich kartach, tego nie dało się odrobić w inny sposób niż przez nokaut.
Fasciszewska nie była w stanie nic tu zrobić, raczej chciała bezpiecznie przetrwać. Kolejnych pięć werdyktów na korzyść Julii, 30:26 u wszystkich pięciu sędziów.