NFL
Nie udało nam się go uratować”. Na jego śmierć reagował nawet Kamil Stoch
Mam nadzieję, że w sezonie zimowym nie będą już rzucać mi kłód pod nogi — mówił latem 2011 r. Paweł Karelin, który miał być chlubą Rosjan podczas igrzysk olimpijskich w Soczi. Zimy jednak nie doczekał, bo 9 października zginął w wypadku samochodowym. Przyczynił się do niego alkohol i, zdaniem wielu, konflikt z działaczami, który sprawił, że wielki talent zaczął regularnie zaglądać do kieliszka. — Powinniśmy go chronić. Nie udało nam się uratować tego utalentowanego sportowca — ubolewał wówczas Aleksander Arefiew, trener kadry. Poruszającym wpisem pożegnał go Kamil Stoch.
Ponad 14 lat temu w wypadku samochodowym zginął Paweł Karelin — nadzieja Rosjan na dobre występy podczas igrzysk olimpijskich w Soczi
W sezonie poprzedzającym wypadek Karelin po raz pierwszy stanął na podium zawodów Pucharu Świata
Na krótko przed tragedią młody zawodnik wdał się w konflikt z federacją. — Mam nadzieję, że w sezonie zimowym nie będą już rzucać mi kłód pod nogi — mówił wówczas rosyjskim mediom
Po raz pierwszy tekst został opublikowany w październiku 2020 r.
Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Widmo kolejnej straty
Większość kadry odbywała zgrupowanie poprzedzające mistrzostwa Rosji. Gdyby nie absencja Karelina, złoty medal można byłoby przyznać jeszcze przed rozegraniem zawodów. Nie planował jednak wystartować w tej edycji krajowego czempionatu. Nie pojawił się też podczas następnej. I wszystkich kolejnych. Tego jednak plan nie zakładał.
Podczas śniadania otrzymaliśmy wiadomość, że Paweł miał wypadek, ale nie wiedzieliśmy, w jakim jest stanie. Kilka godzin później dowiedzieliśmy się, że nie żyje. Trudno było w to uwierzyć, to był straszny moment. Szok i ogromna strata – wspominał w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet Denis Korniłow.
Dlaczego lidera kadry nie było wraz z resztą na zgrupowaniu? Wszyscy wiedzieli, co dzieje się w kuluarach. Karelin nie miał wówczas najlepszych relacji z federacją. Zatrudnienie nowego trenera było dla niego dużym ciosem. W międzyczasie działacze wycofali go z finałowych zawodów Letniego Grand Prix, co tylko zaostrzyło konflikt.
O tym, że Aleksander Swiatow nie będzie już prowadził reprezentacji, federacja poinformowała na początku sierpnia. Zgodnie z oficjalną wersją, miał sam złożyć rezygnację. Według Karelina wszelkie decyzje w tej sprawie podejmował związek.
Zobacz również: Z czwartej ligi do polskiej kadry. W rok! A niedawno był w rozsypce
— Jestem bardzo smutny. To jest powód wszystkich moich nieudanych występów. Kiedy dowiedziałem się o nieoczekiwanej rezygnacji Swiatowa, coś we mnie pękło. To dla mnie nie tylko trener, ale bliska, droga osoba. Stworzyliśmy wspaniały duet. To on wydobył ze mnie potencjał, który z powodzeniem zacząłem uwidaczniać w zeszłym sezonie. I nagle wszystko się zatrzymuje… — ubolewał skoczek.
Można było odnieść wrażenie, że Swiatow w pewien sposób zastępował mu ojca. Paszka, jak nazywali go koledzy, stracił tatę, gdy miał zaledwie dwa lata. Później wychowywała go babcia. Teraz wisiało nad nim widmo kolejnej straty. Na współpracy z trenerem zależało też pozostałym członkom kadry. Choć nikt nie krytykował decyzji działaczy tak otwarcie, jak Karelin, wszyscy spotykali się na rozmowach z przedstawicielami ministerstwa i związku.
Gdy podjęto wstępne ustalenia, wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze. Aleksander Arefiew, który dołączył do drużyny, miał pełnić funkcję trenera głównego. Swiatowowi przydzielono posadę trenera osobistego, z którym również mieli współpracować zawodnicy.
Schody zaczęły się, gdy lider kadry zaczął te założenia realizować. Ze względu na niewielką kontuzję, zrezygnował z wrześniowego zgrupowania. Po wyleczeniu urazu razem ze Swiatowem pojechał jednak na treningi do Obertsdorfu. Prosto stamtąd miał udać się na ostatnie zawody cyklu Letniego Grand Prix. Zajmował szóste miejsce w klasyfikacji i miał dużą szansę na poprawę swojej pozycji.
Tę jednak zabrała mu federacja, bo przed finałem LGP zadzwonił do niego prezes, by poinformować o braku zezwolenia na udział w zawodach. Przygotowania do zimy kontynuował na własny koszt. — Wydaję pieniądze, które udało mi się zarobić na skoczni. Mam nadzieję, że w sezonie zimowym nie będą już rzucać mi kłód pod nogi. Nie zaakceptowałem tej sytuacji i nie poddam się – zapewniał.
Po tragedii pojawiały się spekulacje, że to właśnie konflikt ze związkiem sprawił, że młody zawodnik zaczął coraz częściej zaglądać do kieliszka. Działacze zapowiadali, że do końca października uda im się znaleźć odpowiednie rozwiązanie w sprawie lidera kadry. Nie zdążyli.