NFL
Odsłaniamy rodzinne tajemnice Jerzego Stuhra. Ujawnił je tylko nam.
Pradziadek był przekonany, że spełnienie jego marzeń możliwe jest wyłącznie w Warszawie – mieście nad Wisłą. Dziadek znajdował rozrywkę w dość osobliwej zabawie, inscenizując własny pogrzeb. Ciotka natomiast zwykła powtarzać, że wartość kobiety mierzy się liczbą męskich spodni, które zawiesza na sznurze. „Jakby Mrożek spotkał się z Gombrowiczem” – komentował z uśmiechem Jerzy Stuhr. Nic dziwnego, że zdecydował się uwiecznić te niezwykłe „Historie rodzinne”. Zrobił to nie tylko z potrzeby serca, ale i z poczucia obowiązku wobec swoich dzieci.
Gabinet Jerzego Stuhra wygląda jak przed laty kancelaria jego ukochanego stryjecznego dziadka Oskara. Na ścianie zresztą wisi jego okazały portret. W gablotce Wojskowy Krzyż Zasługi, który Oskar otrzymał za bohaterską walkę pod Przemyślem w 1914 roku. Obok biblioteczka wypełniona książkami. Część z nich należała do dziadka, resztę kupił Jerzy. Teraz, patrząc na nie, zastanawia się, kto będzie czytał te wszystkie zbiory. „Pamiętam, jak ojciec zaczytywał się w Słowackim. Ale kto to ma teraz czas na Słowackiego”, zastanawia się. On sam zajęty jest od 40 lat. Właściwie od czasu, gdy zdał do szkoły teatralnej. Szybko posypały się propozycje filmowe. Potem zaczął reżyserować i pisać scenariusze. Najbardziej lubi, kiedy w głowie zaczyna mu kiełkować pomysł na film. Wtedy siada w gabinecie i tępo patrzy w ścianę.
Kilka miesięcy temu odebrał telefon z wydawnictwa: „Nie napisałby pan książki o swojej rodzinie?”, usłyszał. „A kogo to może obchodzić?”, pomyślał. A potem doszedł do wniosku, że taką książkę jest winien swoim rodzicom, dziadkom, pradziadkom. A wnuczka Matylda? Taka książka to będzie dla niej kopalnia wiedzy o tym, z jakiego świata pochodzi. „Zabieram się do pracy”, postanowił. Początki pisania były żmudne. Na szczęście okazało się, że jedna z krewnych jest od lat zafascynowana historią rodziny. Można było porównać wiadomości, uzupełnić luki pamięci i tak po ludzku powspominać. „W każdym z nas znajdują się jakieś cechy, które dziedziczymy po dziadkach, pradziadkach. Odkrywanie tego to jak wyprawa w głąb samego siebie”.