Connect with us

NFL

🟥 Dawid kochał żużel. Dziś jego bliscy walczą z pytaniami bez odpowiedzi. Święta to dla nich czas wspomnień i łez 😔 ➡️

Published

on

Jan Krzystyniak zdobył 16 medali mistrzostw Polski na żużlu. W 1983 r. omal nie stracił życia, gdy po upadku w niemieckim Neustadt przez kilkanaście godzin leżał w szpitalu nieprzytomny. Karierę musiał zakończyć, bo nie było go stać nawet na zakup opony. Ale prawdziwy dramat Jan Krzystyniak przeżył dopiero po rozstaniu z torem. W 2011 r. dowiedział się o śmierci syna, którego ciało znalazła w wynajmowanym mieszkaniu sąsiadka.

Gdy pojawiły się dzieci, moja żona modliła się tylko o jedno, by były zdrowe. Nagle jednak Bóg odebrał nam syna. Każdy mówi, że czas goi rany, ale nie jest to prawda. Pochowałem mamę, ojca, brata bliźniaka, ale bólu po ich stracie, w żaden sposób nie można porównać z tym po utracie dziecka. To są zupełnie inne przeżycia. Nie ma dnia, żebym nie odwiedził swego syna na cmentarzu – zdradził nam parę lat temu Jan Krzystyniak.

Czas nie zagoił ran. Pan Jan wciąż mówi z podobnym smutkiem w głosie: – Święta Bożego Narodzenia są dla mnie i mojej żony najtrudniejsze. Organizujemy Wigilię i święta ze względu na nasze córki, ale nie jest to radosny czas. Gdy zbliża się ten okres, dom milknie, przestajemy się do siebie odzywać. Przeżywamy to bardzo.

Zawsze podziwiam ludzi, którzy mówią, że czas zagoił rany. Ktoś mi całkiem niedawno powiedział, że chyba jestem chory, skoro tak długo to przeżywam, ale nic na to nie poradzę. Dla mnie to był najcudowniejszy człowiek – wyznaje załamującym się głosem.

Kilkadziesiąt lat wcześniej, on – zielonogórzanin, wziął ślub z Mariolą, dziewczyną rodem z Leszna, miasta wielkiego żużlowego rywala.

– Poznałem ją w 1982 roku. Dokładnie 14 lipca. Przyjechała razem z koleżanką do kuzynostwa, którego byłem przyjacielem. W tym czasie oni jednak wyjechali na wczasy do Bułgarii i Mariola została sama z ciotką. Zjawiłem się przypadkiem po odbiór swetra, który ciotka dla mnie zrobiła. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem przyszłą żonę. Ciocia powiedziała, że dziewczyny się nudzą i zaproponowała, bym pokazał im miasto. Obwiozłem je zatem po Zielonej Górze i zaprosiłem do kina na “Wejście Smoka”. I tak się śmieję do dziś, że to było moje “Wejście Smoka” – wspomina pan Jan.

Rodzina zawsze była dla niego ważna. Gdy w sezonie 1984 r. spisywał się nieco słabiej (średnia punktowa: 1,839), sternicy zielonogórskiego klubu stwierdzili, że to wszystko przez ślub i… wezwali jego małżonkę “na dywanik”.

Próbowali ją wypytywać, czemu gorzej jeżdżę, a ona nawet nie wiedziała, co powiedzieć, bo nigdy nie tłumaczyłem się jej ze swoich problemów żużlowych. Długo całe zdarzenie ukrywała, ale w końcu, po paru tygodniach, z płaczem wyjawiła, że musiała się za mnie tłumaczyć przed działaczami. Wkurzyłem się bardzo. Uznałem, że to było świństwo, a działacze nie mieli prawa stresować mojej ciężarnej żony. Postanowiłem odejść z Falubazu – wyznał.

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2025 USAlery